Co jakiś czas można znaleźć w sieci kolejne „making of” pokazujące, w jaki sposób tworzono produkcje wideo. Czy jednak ktoś zastanowił się, jak powstają i czemu służą?
Making of to nic innego, jak nagrany zza kulis film dokumentalny, który pokazuje, jak wyglądała produkcja materiału. Opublikowany w kanałach internetowych ma przede wszystkim za zadanie ocieplić wizerunek głównych bohaterów oraz zapewnić wsparcie promocyjne głównego spotu. Dla agencji stanowi swego rodzaju dokumentację i uzasadnienie kosztów poniesionych przez zleceniodawcę.
Making of czy off?
Kłopot z poprawną nazwą wynika przede wszystkim z niezrozumienia angielskich słówek „of” i „off”. Warto wiedzieć, że choć różnią się tylko jedną literą, mają odmienne znaczenie. „Of” pełni funkcję podobną do polskiego dopełniacza, a w języku angielskim można go znaleźć w takich wyrażeniach jak „Game of Thrones” czy „Kings of Leon”. W obu przypadkach „of” odpowiada na pytania dopełniacza, czyli kogo? czego? Idąc tym tokiem myślenia, rozwinięciem „making of” byłoby „making of a film”.
Według translatica.pl „off” oznacza „w pewnej odległości, z dala, poza”. Widzimy to, patrząc na popularne angielskie wyrażenia typu: „Keep off the grass” (trzymaj się z dala od trawy), czy „Be off the map” (być daleko, w dużej odległości). Tak więc zapamiętajmy, że używamy tylko „making of”.
Making of, czy after sceny?
Wśród wielu osób panuje przekonanie, że „making of ” powstaje z tzw. „surówki”, z której montowano właściwy film. Wybierane są wówczas śmieszne albo mniej udane fragmenty gry aktorskiej albo „wpadki” na planie. I tak i nie. Czasem może się zdarzyć, że podczas nagrywania spotu niektóre elementy są tak zabawne, że twórcy filmu decydują się na pokazanie ich w dodatkowym materiale. Produkcję wpadek zazwyczaj nazywamy „after scenami”. „Making of” to najczęściej jednak osobna produkcja wideo, która wymaga zaangażowania nowej ekipy, kolejnej kamery albo nawet dwóch. Do takich filmów powstają również osobne scenariusze i nie są to przypadkowo sklejone ze sobą zabawne sceny. Tak wyreżyserowane „making of” może zdobyć dużą popularność, zwiększając tym samym zasięg kampanii.
W niektórych przypadkach „making of” na stałe wpisał się w typ treści wideo, które proponuje dany kanał. Właśnie tak wygląda to w przypadku grupy Abstrachuje. Co prawda ich „making of” to tak naprawdę „after sceny”, ale to nie ma znaczenia, gdyż liczba wyświetleń tych filmików dobija do kilkuset tysięcy.
Link: https://www.youtube.com/watch?v=aaVv5l6I6tc
Making of z wirusowym charakterem
Dobrze zrealizowany „making of” może przybrać wirusowy charakter i osiągnąć ogromną popularność. Kluczem do jej zdobycia jest udostępnienie odbiorcom czegoś naprawdę „wow” np. poprzez pokazanie, jak w rzeczywistości wyglądała produkcja niestandardowej reklamy. Właśnie taki sposób na zwrócenie uwagi odbiorców wykorzystała marka Old Spice:
Link: https://www.youtube.com/watch?v=32TZSXG2y7E
Making of z serii DIY
Biorąc pod uwagę fakt, że nagranie „making of” jest traktowane jako osobna produkcja, planowana na ogół już na etapie przygotowania budżetu, koszty jej nagrania nie należą do małych. Można jednak spróbować nagrać wideo własnym sprzętem. Serio! Dzisiaj nawet niektóre telefony posiadają opcję nagrywania filmów w jakości lepszej niż kamery czy aparaty. Taki sposób nagrania hobbystycznie wykorzystał Łukasz Wołek, CEO agencji Abanana, który materiał na making of reklamy telewizyjnej „Szaman” nakręcił swoim iPhonem 6s.
Link: https://www.youtube.com/watch?v=ypKEP-slzCs
Podsumowując, filmy „making of” realizowane są w różnych celach. Pokazując zaplecze produkcji filmowych, mogą być niespodzianką dla klienta, pokazywać ludzką twarz marki, a niekiedy zwiększać zasięgi kampanii, stając się viralem. Nie zawsze ich produkcja wiąże się z dużymi kosztami, można je stworzyć, posiadając niewielki budżet. A czasami nawet samemu.
Łukasz Wołek, CEO agencji Eura7 i Abanana