Dyskusja panelowa, sala BHP Stoczni Gdańskiej, 18.08.2005, godz. 16,00
Najpierw kilka osobistych uwag. Udział w strajku był konsekwencją tego, co było moim doświadczeniem od 1956 r. Październik’ 56 znałem z relacji starszego brata, studenta Politechniki Gdańskiej. W 1968 r. widziałem już jak milicja i ORMO „wygarniali” młodych mężczyzn i „przepuszczali” przez „ścieżkę zdrowia” w urzędzie zatrudnienia w Gdańsku; wraz z grupką paru osób w bezsile krzyczałem „gestapo”, „oprawcy” widziałem przygotowywanie pałek przez odwijanie i cięcie kabla transformatorowego przez ORMO. W grudniu 1970 r., najpierw z okien Wojewódzkiego Archiwum Państwowego w Gdańsku, później z bliska obserwowałem strajk w Stoczni Gdańskiej, przemarsze, niszczenia sklepów i palący się komitet partii. Czerwiec’ 76 w Gdańsku znałem z relacji przyjaciół i telewizyjnego wystąpienia premiera. W sierpniu’ 80 wracałem właśnie z rodziną z wczasów z Zakopanego, gdy dowiedziałem się, że w Stoczni Gdańskiej im. Lenina zaczął się strajk. Od razu znalazłem się pod II bramą stoczniową, gdzie było największe zgromadzenie ludzi wspierających zza płotu strajkujących. Życzliwie zostałem przyjęty, gdy jako dziennikarz (Wrocławski Tygodnik Katolików) chciałem znaleźć się po drugiej stronie bramy stoczniowej. Rozmawiałem ze strajkującymi, poznawałem ich oceny, uczestniczyłem w próbie przełamania muru cenzury, podpisałem solidarnościową deklarację dziennikarzy polskich. Pisałem relacje z wydarzeń, ale nigdy nie zostały one przepuszczone przez cenzurę. Przeprowadziłem pierwszy wywiad wydrukowany w oficjalnej prasie polskiej z Lechem Wałęsą. Opublikowany na początku października 1980 r. cytowany był przez największe światowe agencje. Z historyka i publicysty piszącego o przeszłości stałem się rejestratorem bieżących wydarzeń. Towarzyszyłem największym wydarzeniom NSZZ „Solidarność” w kraju i za granicą (w tym jako jedyny dziennikarz towarzyszący wizytom delegacji „Solidarności” u Ojca Świętego i we Włoszech , Japonii oraz Francji). Za publicystykę dotyczącą „Solidarności”, tuż przed stanem wojennym (1981), otrzymałem dziennikarską Nagrodę im. Włodzimierza Pietrzaka, a w dwa tygodnie później za to samo wywieziony zostałem do obozu internowanych w Strzebielinku koło Wejherowa. Po zwolnieniu z obozu przygarnęli mnie do pracy ojcowie dominikanie w swym miesięczniku W Drodze, stamtąd w 1990 r. wróciłem do NSZZ „Solidarność” i pod koniec tego roku byłem już w Belwederze, jako rzecznik prezydenta Lecha Wałęsy . Po czterech latach pracy w Kancelarii Prezydenta, powrót do Gdańska i od kilku lat nauczam kolejne roczniki studentów i słuchaczy umiejętności komunikowania społecznego. „Solidarność” była doświadczeniem, które wyznaczyło kierunki mojego działania. Zmieniła moje życie.
Sierpień’ 80, choć oczekiwany i zapowiadany kolejnymi wydarzeniami w kraju, był jednak zaskoczeniem i to w wielu wymiarach, także dla dziennikarzy wybrzeżowych. I to dla obu grup funkcjonujących pod nadzorem wszechwładnej cenzury i tych, którzy programowo ją odrzucali. Z jednej strony w końcu lat 70. w Gdańsku była jedna z najliczniejszych grup zawodowych dziennikarzy w kraju pracujących w redakcjach pism Robotniczej Spółdzielni Wydawniczej „Prasa” oraz w oddziałach rozgłośni Polskiego Radia, Telewizji Polskiej, Centralnej Agencji Fotograficznej, Agencji Interpress, czy w oddziale Zespołu Prasy PAX oraz grono dziennikarzy pism branżowych, których na Wybrzeżu nie brakowało. Z drugiej – od połowy lat 70. pojawiły się w Gdańsku nieznane dotąd wydawnictwa nielegalne, publikujące bez zezwolenia PZPR. Od 1977 r., zaczął ukazywać się „Bratniak”, z dużym udziałem gdańskich autorów, późniejszych współzałożycieli Ruchu Młodej Polski, mający chrześcijańskie korzenie i odniesienia do pracy duszpasterskiej dominikanów. Wkrótce pojawił się „Robotnik Wybrzeża”, pismo Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża. Autorami tekstów były osoby powiązane z różnymi środowiskami KOR, RMP, Ruchem Obrony Praw Człowieka i Obywatela, Konfederacją Polski Niepodległej, nazywanymi w oficjalnej propagandzie „antysocjalistyczną opozycją”. Wzajemne przenikanie było naturalną konsekwencja, faktu, że środowiska opozycyjne Wybrzeża liczyły zaledwie kilkadziesiąt osób, aktywnie się angażujących w wszelkiego rodzaju działania.
Dla obu tych wybrzeżowych środowisk sierpień’ 80 był przełomem. W grupie mediów oficjalnych nastąpiło wyraźne rozwarstwienie między szefostwem poszczególnych redakcji, uzależnionym od decyzji politycznych PZPR a dziennikarzami, z których znaczna część znalazła się na terenie Stoczni. Dla drugiej nielicznej grupy dziennikarzy (choć wówczas nie przyznawało się im takiego statusu) strajk stanowił zwieńczenie dotychczasowych różnorodnych form protestów społecznych: pisma, ulotki, modlitwy w kościołach, głodówki, demonstracje, akcje wspierania pokrzywdzonych, obchody wymazanych z polskiego oficjalnego kalendarza rocznic świąt narodowych, Katynia, Grudnia’ 70, czy inwazji sowieckiej. W tej grupie nie było wątpliwości o potrzebie współuczestniczenia w strajku robotników. Oni też stanowili pierwsze naturalne zaplecze dla działań medialnych Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Stoczni Gdańskiej.
To oni przenosili także atmosferę pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Ojczyzny (1979). Łatwo znajdowali zrozumienie wśród tych, którzy spośród dziennikarzy oficjalnej prasy uczestniczyli w tym wydarzeniu. Poznawali siłę naszego chrześcijańskiego zakorzenienia, dumy, tęsknotę do prawa do wolności, historii i dojrzałości w społecznych zachowaniach.. Dla ludzi mediów te dwa wydarzenia: pielgrzymka papieska i strajk dosyć szybko stały się spójne. Stanowiły przełomom, z symboliką nieznaną w demokracjach zachodnich: krzyżem, mszami, spowiedziami na oczach świata, portretem papieża na drugiej bramie…
Na siłę gdańskiego protestu składało się doświadczenie wielu środowisk, ale warto dostrzec także wątek pokoleniowy. Strajk rozpoczęli dwudziestoparolatkowie. Ich pokolenie niosło go siłą swojej wielkości grupy zawodowej, widzeniem świata w kolorach czarno-białym, poszukiwaniem etyczności w życiu społecznym i odwagą w przełamywaniu lęków towarzyszących tamtym wydarzeniom. Kierownictwo strajku stanowili trzydziestolatkowie, dojrzalsi, bardziej znani wśród robotników, wśród nich także uczestnicy stoczniowego krwawego grudnia’ 70. I wreszcie zaplecze, to nie tylko eksperci, o których się zawsze wspomina, ale grupy intelektualne, głównie z Trójmiasta. Patrząc jedynie na składane deklaracje wsparcia solidarnościowego robotników w Stoczni trzeba wymienić: Związek Literatów Polskich, Koło Młodych ZLP, placówki kulturalne, instytuty i instytucje naukowe, uczelnie, poszczególne osoby z kadry naukowej, aktorzy. Wreszcie od pierwszych chwil obecne oficjalne środowisko dziennikarskie z Wybrzeża: Głos Wybrzeża, Dziennik Bałtycki, Czas, Słowo Powszechne, WTK, Polskie Radio i z oporami wpuszczani do Stoczni dziennikarze Telewizji Gdańskiej. Pojawiali się prawie wszyscy znani dziennikarze z: Polityki, Kultury, Literatury, Prawa i Życia, Kulis, Panoramy, Perspektyw, Sztandaru Młodych, Życia Warszawy, Gazety Robotniczej i oczywiście Trybuny Ludu. Przyjeżdżali, zwłaszcza pod koniec strajku do Gdańska (R. Kapuściński, W. Giełżyński, W. Adamiecki., K. Jagiełło, M. Mońko, J. Surdykowski, J. Jankowska, M. Ziomecki… ), rozmawiali i … wyjeżdżali. Pozostawali dziennikarze trójmiejscy.
Nowy ruch instynktownie zdawał sobie sprawę, że jeśli nie przebije się przez ówczesną cenzurę i nie uzyska społecznego poparcia, to władza w jakiś sposób dążyć będzie do zduszenia protestu i zacznie wyłuskiwać poszczególne osoby. Dotrzeć do społeczeństwo można było jedynie przez media. Dziennikarze polscy, choć obecni, byli „nieproduktywni”. Byli cenzuralnymi „niemowami”. Pozostawali dziennikarze zagraniczni, dla których fenomen strajku w bloku komunistycznym był tak fascynującym, iż nie zważając na trudności, tłumnie zjawili się w Stoczni. Z uchwyconych przeze mnie różnych list, na które wpisywali się, można przyjąć, że ponad 200 dziennikarzy zagranicznych przebywało na strajku. Od Włoch, RFN, Szwecji, Austrii, Holandii, Finlandii, Danii, Norwegii, W. Brytanii, Szwajcarii, Argentyny do Stanów Zjednoczonych. Reprezentowane były największe światowe agencje: Reuter, UPI, AFP, ANSA, DPA, AP (oficjalnie nie zgłosił się w czasie strajku przedstawiciel TASSA), największe dzienniki, radia i telewizje. Ich informacje i komentarze nadawane były prawie na „żywo” ze Stoczni. Część z nich można było usłyszeć w polskojęzycznych radiostacjach.
Nie pozostawało to bez wpływu na środowisko polskich dziennikarzy w Stoczni. Dla części zrozumienie i poparcie dla strajkujących było oczywiste, inni przyglądali się z zawodowa ciekawością, jeszcze inni robili wszystko by dziennikarze polscy nie zabierali publicznie głosu. Narastało jednak przeświadczenie, że jako grupa zawodowa jest jednak świadkiem przełomowego wydarzenia. Przychodziło zrozumienie, że protest robotniczy jest również w jej interesie. Wspólny cel był także z innymi grupami społecznymi. Oficjalne środowisko dziennikarskie z trudem się organizowało. Przełamywało wewnętrzny strach, lęk przed utrata pracy, powiązań z systemem władzy. Nie mały wpływ na kształtowanie się nowego oblicza oficjalnego dziennikarstwa miały codzienne deklaracje poparcia dla strajkujących z całej Polski, „obrazki” z rozdawaniem ulotek i „Strajkowego Biuletynu Informacyjnego Solidarność”. Wówczas było widać siłę słowa wolnego. Informacja na tych skromnych „nośnikach” stała się „gorącym chlebem”: rozchwytywana, powielana, przepisywana, od pierwszych dni strajku rozwożona do najodleglejszych zakątków kraju.
Po wielu dyskusjach, na początku trzeciego tygodnia strajku, w cieniu drzew przy sali BHP udało się wreszcie zwołać zainteresowanych. W małej sali nad BHP, zwanej stoczniowym muzeum, rozpoczęło się mozolne spisywanie dziennikarskiej deklaracji. Najpierw, pod wpływem nadzwyczajnej „aktywności” jednej z dziennikarek z Trybuny Ludu, uznano że skierowana zostanie do Wydziału Prasy KC PZPR, później przyjęto wersję bardziej neutralną i dodano iż jej treść zostanie przekazana również do Zarządu Głównego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, Gdańskiego Oddziału Morskiego SDP i MKS w Stoczni Gdańskiej. Pod tym wyczekiwanym i przełamującym lęki naturalnym głosem środowiskowym, w pierwszej wersji podpisało się kilkadziesiąt osób. Poźniej jednak okazało się, że część z nich wycofała swoją deklarację poparcia i zasłaniając się niemożnością reprezentowania swoich redakcji, wycofano swoje podpisy. Pozostało jedynie 35 dziennikarzy, którzy pod tym apelem podtrzymali swój podpis, ale bez podawania tytułów pism, w których pracowali. Krystalizowaniu się nowego rozumienia dziennikarstwa sprzyjało powołanie specjalnego rzecznika prasowego Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego. Po pierwszych dniach dosyć chaotycznego informowania przez strajkujących o swoich działaniach, Wałęsa wskazał na Lecha Bądkowskiego, członka prezydium MKS, literata, znanego na Wybrzeżu z niezależnej postawy wobec władzy PRL. To on stworzył zalążki biura prasowego, którego rozwinięty model był później realizowany już w niepodległej Polsce. Wydawał bowiem komunikaty, zwoływał konferencje prasowe, spotykał się z dziennikarzami zagranicznymi i polskimi, organizował dziennikarzom spotkania z liderami strajku lub osobami wspomagającymi strajkujących. L. Bądkowski tłumaczył, ukazywał tło wydarzeń, interpretował, pokazywał myślenie strajkujących i organizował zaplecze dla przenoszenia wolnego słowa. Kreował rzeczywistość medialną, wpływał na światowe komentarze. Reprezentował to, co w Stoczni było największą siłą – swobodę mówienia w „ludzkim języku”.
W strajku i w pierwszych miesiącach po strajku, współpracowałem z Lechem Bądkowskim także podczas jego rzecznikowania Międzyzakładowemu Komitetowi Założycielskiemu „Solidarność” i przy tworzeniu nowego niezależnego pisma. Stopniowo L. Bądkowski wycofywał się z funkcji rzecznika, poświęcając wiele uwagi redagowaniu „Samorządności”, specjalnego dodatku do miejscowego Dziennika Bałtyckiego, wydawanego pod nadzorem komitetu wojewódzkiego partii. Wreszcie został redaktorem naczelnym tygodnika pod tym właśnie tytułem, którego ostatni, trzeci numer miał już datę stanu wojennego (14.12.1981). Po jego wycofaniu się z rzecznikowania, w trakcie pierwszej „Solidarności”, kolejno po nim powoływani rzecznicy należeli do czołówki polskich elit intelektualnych: dr Karol Modzelewski (historyk z Wrocławia), dr Janusz Onyszkiewicz (matematyk z Warszawy) i tuż przed stanem wojennym dr Marek Brunne (fizyk z Gdańska).
Fenomen strajku polegał na sposobie mówienia o nas samym. Po „drętwej mowie”, wpychającej się do każdej dziedziny życia, środowiska opiniotwórcze zaczęły używać języka ludzi, którzy rozmawiają ze sobą. Objawiło się to eksplozją oficjalnych postrajkowych audycji, artykułów i publikacji, które, choć z ogromnymi ograniczeniami cenzuralnymi nadrabiały polską medialną nieobecność w strajku. W tym bardzo aktywnie uczestniczyło środowisko dziennikarskie Trójmiasta , które później, po wprowadzeniu stanu wojennego skupiło się wokół dominikańskiego duszpasterstwa akademickiego zwanego „Górką”. Z inicjatywy tam spotykających się środowisk twórczych postała nowa forma dziennikarska „Gazeta Mówiona”, czy nieformalny oddział miesięcznika dominikańskiego W Drodze , wydawane były także poza cenzuralne i zagranicą własne publikacje . W czasie drugiej (1983) i trzeciej pielgrzymki Jana Pawła II (1987), ta grupa obsługiwała dziennikarsko miejsca spotkań Ojca Świętego na Wybrzeżu i w Polsce. Efektem było wydanie za granicą i w oficjalnym obiegu w Polsce książek dokumentujących ten czas . W kręgu „górkowiczów” powstawały dokumentacyjne filmy, przygotowano wystawy fotograficzne, malarskie, organizowano obchody rocznic polskich świąt narodowych i solidarnościowych, poetyckie i teatralne spektakle, odczyty, czy spotkania dyskusyjne. Większość tych wydarzeń znajdowało odbicie w specjalnej gazetce wydawanej w jednym egzemplarzy pt. „Skarbczyk dominikański”, zawieszany w dużej gablocie w kościele św. Mikołaja w Gdańsku.
Dzięki mediom zagranicznym wykreowane zostały nieznane zjawiska w sowieckim obozie: ideę, człowieka lidera (Lech Wałęsa), organizację potrafiącą w naturalny sposób kontaktować się z mediami. Właśnie zagraniczne media były tymi, które pozwalały na istnienie strajku w Stoczni w opinii publicznej świata. Strajk w Stoczni i jego oddziaływanie na opinię publiczną na całym świecie uważane jest za „jeden z największych sukcesów public relations pod koniec XX wieku” (Harolda Bursona, nestora światowego public relations) . Nieznane bliżej w świecie miasto Gdańsk i Lech Wałęsa, o którym niewielu wiedziało nawet w kręgach ówczesnej opozycji w Polsce, stali się symbolem nowego ruchu społecznego. Człowiek, ruch i miasto stały się w ciągu zaledwie paru tygodni rozpoznawalnymi elementami przełomu „gorącego lata” 1980 r. Zawładnęli wyobraźnią wielkich i małych tego świata. Wałęsa, elektryk ze Stoczni Gdańskiej, przyjmowany był później w Watykanie, na dworach i w prezydenckich pałacach z honorami należnymi głowie państwa. Jego nazwisko wymawiane jako Waleza znane jest odtąd w najodleglejszych i najmniej spodziewanych miejscach na kuli ziemskiej.
Strajk przyniósł nadzieję. Wydawało się, że będzie wolno wiele. Nie sądziłem jednak, że zawali się system. Myślałem, że to co jest naszym udziałem zbuduje dopiero most dla następnego pokolenia, dla wywalczenia pełnej wolności. Stało się inaczej; to my decydujemy o tym, co będzie z naszą wolnością.
W 25 lat od tamtych dni nadal prawda historyczna jest trudna do uchwycenia, choć żyją świadkowie. Brakuje pogłębionych studiów historycznych, poszukiwań w archiwach polskich i zagranicznych oraz wprowadzenia do świadomości naszego społeczeństwa faktu, że największy bezkrwawy przełom w świecie, który miał swe odbicia w Pradze, Berlinie, Budapeszcie, Bukareszcie, Sofii, w krajach nadbałtyckich a ostatnio także w Tibilisi i Kijowie, zaczął się w Stoczni Gdańskiej, właśnie dzięki robotnikom, którzy przełamali lęk i wystąpili w imieniu najpierw swoim, później zjednoczyli wszystkich szukających wartości moralnych w życiu społecznym.
Przypisy:
1. A. Drzycimski, „Solidarność” z wizytą we Włoszech, „Przegląd” nr 7, pismo Wydawnictwa im. Konstytucji 3 Maja, Warszawa 1981 (poza cenzurą)
2. A. Drzycimski wraz z zespołem, Sztuka kształtowania wizerunku, Business Press, Warszawa 1996
3. Strajkowa dokumentacja, m.in.: Zapis rokowań gdańskich. Sierpień 1980, zebrali i opracowali A. Drzycimski i T. Skutnik, Editions Spotkania, Paris 1986 (poza cenzurą); A. Drzycimski i T. Skutnik, Gdańsk. Sierpień`80. Rozmowy, Oficyna Wydawnicza AIDA, Gdańsk 1990 (poszerzona wersja edycji paryskiej, nakład 50 tys. egz.); Zapis wydarzeń. Gdańsk-Sierpień 1980. Dokumenty, zebrali i opracowali A. Drzycimski i T. Skutnik, Niezależna Oficyna Wydawnicza NOWA, Warszawa 1999 (nakład 600 egz.)
4. Przykładowo: Almanach Punkt gdańskich środowisk twórczych, Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1980; Wałęsa (praca zbiorowa), Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1981. Była to niewielka książeczka, której koncepcję i realizację przygotowali dziennikarze trójmiejscy; pierwsze egzemplarze ukazały się tuż przed stanem wojennym; z nakładu przewidzianego na 100 tys. egz. ocalało niewiele; najpierw został wstrzymany druk, zaraz potem wydane już książki, całymi paczkami wycofywano i w większości przemielono; ocalałe egzemplarze dostały się do czytelników dzięki ofiarności drukarzy i księgarzy oraz osób mających dostęp do magazynów księgarskich. W ten sposób ocalało kilka tysięcy egz. tej książki, do której prawa autorskie od razu wykupiło jedno z wydawnictw europejskich. W stanie wojennym książka ta miała kilka wydań w różnych częściach świata. Paradoksalne dla mnie było, iż gdy siedziałem w obozie internowanych dostarczono mi na wiosnę 1982 r. do podpisu listę wypłat honorarium w dolarach, ale przeliczonych na złotówki za wydawaną za granicą książki, która nie istniała już w Polsce. W nowych już warunkach książka ta została poszerzona o dodane rozdziały powstałe w 1989 r. Tytuł nowej publikacji: Lech Wałęsa, wstępem opatrzył B. Geremek, Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1990; powstała ona głównie w oparciu o gdańskie środowisko twórcze.
5. Począwszy od 1983 r. w kolejnych rocznikach „W Drodze” znajduje się wiele nazwisk gdańskich autorów, związanych z dominikańską „Górką”
6. Wiele materiałów operacyjnych dotyczących działań środowisk twórczych na „Górce” znajduje się w IPN; tutaj powstały wydawnictwa pozacenzuralne, jak np. „Dojrzewanie”, sporadyczne informatory, tomiki wierszy oraz książki publikowane zagranicą. Mogę przywołać te, w których sam uczestniczyłem: wspomniany już Zapis rokowań …., który został wspólnie przygotowany przez dziennikarzy A. Drzycimskiego i T. Skutnika, a który ukazał się w Paryżu w 1986 r., wydany później w kraju; ta dwójka przygotowała dla Archiwum Solidarności także strajkowe dokumenty, które ukazały się dopiero w 1999 r.; tu Jan Mur (pseudonim dziennikarzy A. Drzycimskiego i A. Kinaszewskiego) napisał Dziennik internowanego, wydany już w r. 1985 przez Instytut Literacki w Paryżu (poza cenzurą); zaraz potem „Dziennik…” ukazał się w Stanach Zjednoczonych, podobno w Japonii, wreszcie w 1989 r. miał krajowe oficjalne, rozszerzone wznowienie przez Modem Oficynę Wydawniczą i Polski Dom Wydawniczy i to w nakładzie 50 tys. egz.; przez prawie dwa lata ta dwójka autorska pisała książkę, której pierwsze wydanie ukazało się w 1987 r. w wydawnictwie Fayarda w Paryżu jako: Lech Wałęsa, Un chemin d`espoir. Autobiographie, Od razu stając się jednym z największych bestsellerów wydawniczych. Książka ta miała wiele wydań w różnych językach świata, w Polsce najpierw miała ukazać się w pierwszym obiegu w Znaku, ale zabiegi wydawnictwa u władz nie dały rezultatu i ukazała się w drugim obiegu jako: Lech Wałęsa, Droga nadziei, Rytm, Warszawa 1989. Po powstaniu rządu T. Mazowieckiego wreszcie książka ta doczekała się oficjalnego wydania w Znaku (1989), gdzie dwaj jej autorzy zostają rozszyfrowani.
7. A. Drzycimski, M. Lehnert, Osiem dni w Polsce, Editions Spotkania, Paris 1984 (poza cenzurą); Jeden drugiego brzemiona noście, redakcja A. Drzycimski, G. Fortuna, ks. Z. Bryk, wydane przez Kurię Biskupią Gdańska, Gdańsk-Oliwa 1988 (nakład 10 tys. egz.)
8. A. Drzycimski z zespołem, Komunikatorzy. Wpływ, wrażenie, Wizerunek, Oficyna Wydawnicza Branta, Warszawa-Bydgoszcz 2000, s. 28