Jeżeli słowa: recesja, kryzys, krach – pojawiają się w mediach bardzo często, to zaczynają one wpływać na oczekiwania widzów lub czytelników.
Media już dawno odeszły od roli informowania o rzeczywistości, coraz częściej kształtują tę rzeczywistość. Poniższy wykres sporządzony za pomocą Google Trends pokazuje częstotliwość występowania w mediach słowa recession (recesja). Górny wykres pokazuje częstotliwość wyszukiwania słowa recesja w internecie, a dolny częstotliwość występowania tego słowa w internetowych wersjach gazet i serwisów newsowych. Literka „A” wskazuje na pierwsze silne spadki na giełdach w USA, które zostały odebrane jako zapowiedź nadchodzącej recesji. Pozostałe literki to ogłoszenie oficjalnej recesji w USA i Japonii.
Rola mediów
To jest właśnie tradycyjna funkcja mediów, czyli informowanie. Jeżeli jednak słowa: „recesja”, „kryzys”, „krach” pojawiają się bardzo często, to w ten sposób media zaczynają wpływać na oczekiwania swoich widzów lub czytelników. Bombardowany recesyjnymi komentarzami bank może ostrożniej udzielać kredytów. Przedsiębiorca w takiej atmosferze raczej nie będzie inwestował na potęgę (nawet jeżeli sprzedaż jego firmy rośnie). Raczej zachowa ostrożność, bo przecież media powszechnie donoszą o nadchodzącej recesji, więc nie wiadomo, czy jutro nie będzie gorzej. Media uwielbiają celebrować złe wiadomości. Złe wiadomości są chętniej oglądane (wypadki, katastrofy, przestępstwa) niż dobre.
Z czego to wynika, nie wiem. Warto by zapytać socjologa, ale jestem pewien, że media nie są neutralne wobec zła. Świat widziany oczami mediów i świat rzeczywisty są zupełnie różne. Gdyby na Ziemi wylądował parę dni temu Marsjanin i obejrzał główne wydanie dziennika, to prawdopodobnie pomyślałby, że jesteśmy planetą zwyrodnialców i niegodziwców, bo akurat ostatnio światowe media były zdominowane przez sprawę Austriaka, który więził i gwałcił swoją córkę, oraz przez temat chciwych pracowników firmy ubezpieczeniowej, którzy wzięli olbrzymie premie, pomimo że ich firma wykazała olbrzymie straty i pozostała przy życiu tylko dzięki pomocy uzyskanej z pieniędzy podatników.
Odpowiedzialni za słowa
Obecnie piszemy o bankach jako krwiożerczych pijawkach, gotowych w każdej chwili do pozbawienia firmy kredytu. Zapominamy, że banki są instytucjami zaufania publicznego, w których trzymamy nasze oszczędności, i zbyt daleko posunięte ataki medialne mogą w skrajnych przypadkach skutkować paniką i kolejkami pod kasami banków. Do rzadkości należą artykuły i debaty telewizyjne, które pokazywałyby sedno problemu, czyli (w tym przypadku) źle zaprojektowane systemy bodźców finansowych, które powodowały, że zarządy wielkich ponadnarodowych banków podejmowały olbrzymie ryzyko, by osiągnąć krótkoterminowe zyski, nawet kosztem narażenia zarządzanych przez siebie instytucji na utratę zaufania publicznego. Oczywiście media w znakomitej większości starają się być obiektywne (poza niechlubnymi przypadkami mediów we Włoszech, które są w kieszeni premiera, więc nie mogą go krytykować; w Rosji, gdzie rządzą służby specjalne; i na Ukrainie, gdzie poszczególni politycy często po prostu kupują sobie czas w mediach lub ich przychylność). Jednak aby przetrwać, kreują sensację. A o to w kryzysie bardzo łatwo.
Ostatnio media rozpisują się na temat opcji walutowych, pojawiają się szacunki strat firm lub banków, które w zależności od dnia lub pogody wahają się od półtora miliarda do 200 miliardów złotych. Dobrych artykułów i programów telewizyjnych, które rzetelnie prezentowałyby problem opcji walutowych, było bardzo niewiele. A tymczasem podanie bez sprawdzenia i bez zrozumienia nieprawdziwej kwoty 200 miliardów złotych może prowadzić do paniki, wyprzedaży złotego i do powiększenia się strat firm z tytułu transakcji opcyjnych. Dlatego właśnie Rada Edukacji i Ładu Informacyjnego przy Giełdzie Papierów Wartościowych, której jestem członkiem, opracowała pięć zasad odpowiedzialnego wypowiadania się w mediach, pod hasłem „Odpowiedzialni za słowa”.
Myślę, że stosowanie tych zasad, zarówno przez specjalistów od finansów, jak i przez samych dziennikarzy opisujących kryzys, powinno przyczynić się do tego, że obraz rzeczywistości gospodarczej w mediach będzie obiektywny i oparty w większym stopniu na rzeczowej analizie, a w mniejszym stopniu na emocjach, które są złym doradcą, szczególnie w kryzysie.
Rola polityków
Polityków, którzy dobrze rozumieją mechanizm kryzysu, można policzyć na palcach jednej ręki, a tych, którzy naprawdę mają coś sensownego do zaproponowania w walce z kryzysem, jest jeszcze mniej. Ale parcie na szkło mają wszyscy, każdy chce zabłysnąć. Zamiast rzetelnej debaty o ryzykach i o tym, jak nimi zarządzać, mamy polityczny kurnik. Zostawmy gdakanie, zapytajmy: co wiemy?
Nie potrafimy ocenić dzisiaj, w jakim stopniu rynek sobie poradzi z kryzysem, a w jakim potrzebna jest mądra interwencja państwa: rządu, polityków. Co więcej, mądra interwencja to taka, która nie tylko rozwiązuje obecne problemy, ale i nie obarczy nimi nadmiernie przyszłych pokoleń. Niestety, dzisiaj postawy, które respektują prawa przyszłych pokoleń do godnego życia, należą do rzadkości, co widać w przypadku dyskusji o zasadności przywilejów branżowych. Mają one swoje korzenie w mrocznych czasach socjalizmu i zagrażają stabilności budżetu za 10-20 lat. Nawet w środku tak poważnego kryzysu jak obecny, bardzo wielu polityków wykazuje się skrajną nieodpowiedzialnością i zamiast promować międzypokoleniową solidarność, wykrzykuje ze szklanego ekranu roszczeniowe hasła. Polityk, nim złoży jakąś propozycję, powinien wcześniej spojrzeć w lustro i zapytać sam siebie: „Czy po tym, co zaraz zrobię, będę miał odwagę spojrzeć w twarz moim wnukom?”. Niestety, politycy patrzą w inne lustra – z pilotem w ręku.
* Krzysztof Rybiński – partner firmy Ernst & Young, w latach 2004–2008 wiceprezes Narodowego Banku Polskiego.
Tekst pochodzi z Tygodnika Powszechnego, nr 13/09, dostępny jest również na stronie: http://tygodnik.onet.pl