W każdej walce politycznej pojawiają się mniej lub bardziej bezpośrednie ataki na konkurentów. Wprawdzie mają one różną postać, ale ich cel jest jeden – „zobrzydzenie” przeciwnika w oczach wyborców. Można w tym celu zastosować oskarżenia wprost lub też użyć – mniej lub bardziej subtelnie sfabrykowanych – oszczerczych informacji. W najłagodniejszej formie, można użyć wobec wrogiej osoby albo grupy osób opisowego słowa lub frazy je kategoryzujące.
Takie labelowanie lub bardziej po polsku – etykietowanie przeciwników ma, nie tylko w naszej, polityce długą historię. Lista takich „etykietek” jest długa i stale uzupełniana (aktualny TOP ONE to niewątpliwie „gorszy sort” – rzucony przez Jarosława Kaczyńskiego). Po ostatnich demonstracjach KOD-u wzbogaciła się ona o „futra z szynszyli” (Joachim Brudziński, poseł PiS) oraz „futra i norki” (Krzysztof Szczerski, kancelaria Prezydenta), które to mają dyskredytować ich uczestników, jako „establishment będący beneficjentami poprzedniego systemu władzy”, „kawiorowe elity” (Patryk Jaki) walczących o utracone przywileje, a nie o demokrację – bo ta obecnie „ma się świetnie” (J. Brudzinski).
W ten sposób politycy Prawa i Sprawiedliwości kontynuują swoją populistyczną w charakterze, antyinteligencką narrację w stosunku do przeciwników, zapoczątkowaną jeszcze w 2006 roku słynnymi „łże-elitami” (Jarosław Kaczyński) oraz „wykształciuchami” (Ludwik Dorn) sięgając do arsenału środków z poprzedniej epoki. Według wyjaśnień ówczesnego wicepremiera i szefa MSW, słowo „wykształciuch” to polska „wersja” radzieckiego „inteligienczestwa”, którym w b. ZSRR etykietowano przeciwników władzy ludowej. A kwestia „kurew jakaś, bo też we futrze była” – pochodzi z kultowego PRL-owskiego serialu „07, zgłoś się”.
Źródło: memgenerator.pl
Pomijając kwestię „źródłosłowia”, okrycia ze skór zwierząt futerkowych poszerzyły już listę „etykiet garderobianych” stosowanych w polskiej polityce ostatnich lat. Warto więc przypomnieć, że otwiera ją „beret z antenką” związany z Towarzyszem Szmaciakiem – ironiczną personifikacją PRL-u. Bardziej współcześnie, największą sławę zdobył oczywiście „moherowy beret”, który pojawił się w 2001 roku, kiedy „Gazeta Wyborcza” opublikowała legendarne już zdjęcie Roberta Góreckiego, opatrzone podpisem: „Partia Moherowych Beretów, czyli słuchaczki Radia Maryja podczas uroczystości 11-lecia rozgłośni”.
Na salony wielkiej polityki „moher” wszedł na początku listopada 2005 roku. Wtedy to z mównicy sejmowej Donald Tusk, ówczesny lider opozycyjnej PO, ostrzegał przed rządem PiS wspartym na nieformalnej jeszcze koalicji parlamentarnej z Samoobroną i LPR: „Polska nie jest skazana na moherową koalicję. Polska nie jest skazana na tę smutną koalicję. Wszystko jest jeszcze w Polsce możliwe, jeśli nie dziś, to może za miesiąc, może za rok”. Wypowiedź Tuska i „moherowa koalicja” nie spodobały się ówczesnemu premierowi Marcinkiewiczowi, który określenie to nazwał „obraźliwym”.
Źródło: demotywatory.pl
Jednak kilka dni później prorokował, że: „W tym sezonie będzie absolutna moda i to przez cztery lata na moherowe kapelusze”. I zadeklarował, że sam jest gotów taki założyć, „jak będzie ładny”. Niestety, mimo iż dziennikarze postarali się o takie nakrycie głowy, premier nie był nim zainteresowany (z czasem zmienił też poglądy polityczne). Odpowiedzią „moherowej koalicji” na wypowiedź D. Tuska były „aksamitne kapelusze”, które pojawiły się na antenie Radia Maryja i łamach „Naszego Dziennika”. Ich „wzorcem” miały być nakrycia głowy jednego z ówczesnych liderów PO – „Będziemy nosić moherowe berety na złość ‘liberałom’ i aksamitnym kapeluszom, w których paradują majętni, jak choćby Jan Maria Rokita”.
W odróżnieniu od „beretów” – „kapelusze” nie znalazły jednak większego uznania jako określenie szeroko pojętych elit liberalnych. Szybko zostały zapomniane i zastąpione przez inne określenia, chociażby wspomniane „łże –elity” Wraz z Samoobroną, w zapomnienie poszły też krawaty w biało-czerwone pasy, w które po raz pierwszy pojawiły się podczas kampanii parlamentarnej 2001 r. Stały się one trwałym znakiem identyfikacyjnym ugrupowania, ale od czasu klęski w przedterminowych wyborach parlamentarnych w 2007 roku i śmierci jej lidera cztery lata później – „krawaciarzy” widać już bardzo rzadko.
Chociaż pojawia się w mediach zdecydowanie częściej (a nawet bardzo często), to jednak nie jest to już ten sam Roman Giertych z lat 2005-2007, kiedy – wraz z kierowaną przez siebie Ligą Polskich Rodzin – tworzył „moherową koalicję”. Jego „garderobianą etykietką” z tego okresu był niewątpliwie szkolny mundurek, w który próbował przyoblec polską młodzież, jako wicepremier i minister oświaty. O ile, mundurki tak szybko jak się pojawiły, tak szybko zniknęły z przestrzeni publicznej, o tyle, „damska torebka” w rękach teletubisia Tinky Winky będzie długo pamiętana byłej Rzeczniczce Praw Dziecka, Ewie Sowińskiej (LPR). Jej słynna wypowiedź: „Zauważyłam, że Tinky Winky ma damską torebkę, ale nie skojarzyłam, że jest chłopcem. (…) Później się dowiedziałam, że w tym może być jakiś ukryty homoseksualny podtekst” była szeroko komentowana praktycznie na całym świecie. Polska stała się wówczas przedmiotem żartów nawet w Malezji i Nowej Zelandii. Sprawą – jako „przykładem typowej w Polsce homofobii” – zajęła się nawet Komisja Europejska. Za podejrzewanie Tink’ego o homoseksualizm czytelnicy prestiżowego amerykańskiego „The Washington Post” przyznali E. Sowińskiej 3. miejsce w kategorii idioty 2007 roku.
Wygląda na to, że tego „sukcesu” pozazdrości jej obecny minister ochrony środowiska Jan Szyszko, który podjął decyzje o wycofaniu z TV spot promujący segregację śmieci, bo osoby z „pewnego ruchu, który promuje ideologię sprzeczną z tradycją” promują ideologię gender. „My pieniędzy na taką działalność płacić nie będziemy” – tłumaczył swoją decyzję min. Szyszko. „Resort środowiska jest nastawiony bardzo mocno na obronę polskiej tożsamości, polskich interesów, na obronę tego, co w Polsce jest najważniejsze, a więc na obronę rodziny, na obronę naszej tożsamości kulturowej związanej z dziedzictwem chrześcijańskim”. Na razie kuriozalna decyzja ministerstwa „rozbawiła” tylko internautów. Jednak ci zajęci są obecnie wyszukiwaniem zdjęć posłanek PiS w futrach (szczególnie z lisów).
Dr Wojciech Szalkiewicz, autor. m.in. książki „Słownik politycznego IV RP”