Obserwując kolejne obchody francuskiego Dnia Niepodległości muszę przyznać, iż czasami mam wrażenie, że odgrywam rolę PR-owskiego Marata, a moim Ludwikiem XIV są firmy takie jak WPP, Omnicom czy Interpublic. Tak jak Marat rozumiał potrzeby i pragnienia sans-culottes, tak ja wyczuwam dławiony potencjał małych, niezależnych firm PR. Podobnie jak francuscy chłopi, my, maluczcy jesteśmy gotowi, chętni i zdolni do tego, by podążać swoją drogą. Niespętani przypominającymi czasy Ancien Regime restrykcjami i przepisami narzucanymi przez świat wielkich holdingów.
Marat, Robespierre i ich towarzysze opracowali specjalną listę rewolucyjną w 1789. Oto i moja, wysławiająca zalety niewielkiego, niezależnego świata PR:
1. Kultura podejmowania ryzyka. Większość niezależnych agencji jest zakładana przez uciekinierów z wielkich firm, dlatego też z natury jest bardziej przedsiębiorcza. Te najlepsze pielęgnują kulturę podejmowania ryzyka i wspierają pracowników mających otwarte głowy i oryginalne pomysły.
2. Jesteśmy wolni od biurokracji. Nie znajdziecie u nas 45 markizów czy kierowników, zobligowanych do przedstawiania raportów 35 wiceprezesom, którzy z kolei składają meldunki dyrektorom, prezesom itd. Dzięki temu działamy szybciej, niż nasi więksi, spętani nakazami bracia.
3. Jesteśmy wolni od polityki biurowej. Pamiętam te niezliczone godziny w wielkich agencjach, kiedy czułem się jak współczesny odpowiednik Jacquesa Neckera, odpierając stale ataki na mnie i moich współpracowników ze strony innych pracowników i agencji wchodzących w skład holdingu. Wielkie agencje są niczym morze pełne rekinów. Niewielkie mają zbyt małą kadrę oraz są zbyt oszczędne, by pozwolić sobie, czy też tolerować wewnętrzną rywalizację.
4. Jesteśmy bardziej innowacyjni. Wystarczy jeden rzut oka na listę najbardziej nowatorskich firm, by się przekonać, kto jest na jej szczycie. Czy to CRT/Tanaka, Paine, Cooper Katz czy też Peppercom, niezależne agencje wykazują się pomysłowością niczym Scarlet Pimpernel, jeśli chodzi o nowe rozwiązania, strategie i usługi.
5. Mówimy to, co myślimy. Branżowi mędrcy tacy jak Jack O’Dwyer i Paul Holmes lamentują nad brakiem komunikacji w sektorze. Mają tylko część racji. Zarządzający wielkimi agencjami boją się głosić myśli sprzeczne z poglądami swoich „królów”. Natomiast Ken Makovsky, Don Middleberg i Margi Booth nie owijają w bawełnę. Dyrektorzy mniejszych agencji mówią, co myślą oraz promują prawdziwą komunikację, nie bojąc się gilotyny.
6. Jesteśmy otwarci na wymianę dobrych praktyk. Bez względu na to, czy jest to PRSA Counselors Academy, jeden z odziałów sieci Pinnacle, bądź IPREX, czy też wreszcie Lumin Collaborative, małe agencje PR łączy jedno: otwartość na wymianę dobrych praktyk oraz gotowość wspierania innych niezależnych firm. Niektórzy faceci wierzą w coś, co Mark Raper z CRT/Tanaka nazywa „teorią obfitości”. Mianowicie twierdzi on, iż jeśli jakaś mała agencja odnosi sukces, to staje się on również jego udziałem. No i nie należy przy tym zapominać, że burżuazja stała się klasą rządzącą.
7. Upubliczniamy nasze wyniki bez względu na to, czy są złe czy dobre. Ze świecą szukać małych agencji naśladujących Madame Defarge robiącej na drutach przy gilotynie. My nie ukrywamy naszych wyników finansowych. Nasze raporty może obejrzeć każdy. Nieważne, czy są powodem do dumy, czy wstydu.
8. Mamy mniejszą rotację pracowników. Nie rozdajemy stanowisk by skusić nimi pracowników innych agencji. Tym samym, udaje nam się uniknąć zjawiska „niezamykających się drzwi”, które trawi większość dużych firm. U nas każdy nowy pracownik wypełnia dokładnie to miejsce, w którym pojawiła się luka.
9. Jesteśmy przyszłością. Jeśli jeszcze w to wątpicie, zwróćcie uwagę, jak dużo wielkich międzynarodowych kontraktów małe firmy zdobyły w ostatnim tylko półroczu. Coraz więcej klientów uświadomiło sobie, że to do nas należy przyszłość i zdecydowało się przyłączyć do rewolucji.
Ja nie nawołuję bynajmniej do tego, by pracownicy agencji należących do konglomeratów szturmowali natychmiast drzwi biur swoich właścicieli. Spójrzmy prawdzie w oczy, większość z przywódców rewolucji pod wieloma względami nie pasowała do swej roli. Ale tak jak Zachodnia wersja politycznej niezależności, której symbolem była Rewolucja Francuska, tak my, konsultanci PR z małych agencji powinniśmy być również wdzięczni, że możemy pracować z dala od siedliska Ancien Regime.
Steven Cody
jest partnerem zarządzającym w Peppercom, Inc., firmie komunikacji strategicznej z siedzibą w Nowym Jorku oraz oddziałami w Londynie i San Francisco