Dobry rzecznik prasowy jest elokwentny, opanowany i odpowiedzialny za słowa, które wypowiada. Tyle teorii. Jak jest w rzeczywistości? Podejrzenia o spisek, alkoholowe wyskoki, czasem zwykła niekompetencja i brak manier – okazuje się, że rzecznicy prasowi to nie maszyny i również miewają swoje gorsze dni.
Gorszy dzień rzecznika jest często ostatnim dniem jego pracy. Tak było w przypadku Edyty Tomaszewskiej, rzeczniczki Wyższego Urzędu Górniczego. Jesienią ubiegłego roku została napadnięta pod swoim blokiem. Skradziono jej służbowego laptopa. Prezes WUG wyrzucił rzeczniczkę z pracy. Brak zrozumienia? Niekoniecznie, bowiem Tomaszewska oprócz służbowego laptopa miała 3 promile w wydychanym powietrzu.
W ostatnim czasie pracę straciła także Monika Karwat-Bury, rzeczniczka Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości. Tu jednak sytuacja nie była tak jednoznaczna. Karuzela pomyłek zaczęła się w październiku 2009 od sporu o przyznawanie dotacji na e-biznes. Biuro prasowe PARP z Karwat-Bury na czele podawało wówczas, że agencja wypłaci pieniądze każdemu biznesmenowi, którego wniosek zostanie pozytywnie oceniony. Wiążąca miała być jakość wniosku, nie zaś termin jego złożenia. Takie informacje przekazywała również Minister Rozwoju Regionalnego. Okazało się, że było zgoła odwrotnie. Sprawa spotkała się z ostrym sprzeciwem przedsiębiorców i trafiła na czołówki gazet. „Z pani rzecznik prasowej PARP-u zrobiono w tym momencie kozła ofiarnego” – mówił w TVN CNBC Biznes Łukasz Misiukanis, organizator protestu właścicieli firm. Z drugiej jednak strony Karwat-Bury nie ustrzegła się pomyłek: „W weekendy nie kontaktuję się z dziennikarzami” – miała odpowiedzieć dziennikarce Dziennika Gazety Prawnej, która dopytywał o kolejny nabór.
Kilka lat temu na kuriozalny pomysł wpadł Dariusz Chybki (choć pewnie nie on pierwszy), rzecznik marszałka województwa lubelskiego Jarosława Zdrojkowskiego. Zaproponował, by marszałek… przeprowadzał wywiady sam ze sobą i udostępniał je mediom. W ten sposób można przecież zaoszczędzić czas dziennikarzy! „Jak się Panu pracuje z kobietami?” – pytał siebie redaktor Zdrojkowski. „Z kobietami pracuje się bardzo dobrze” – odpowiadał marszałek Zdrojkowski.
Postanowiliśmy sprawdzić, czy takie zachowania stanowią jedynie wypadki przy pracy z przykrymi konsekwencjami czy rzecznicy są tacy na co dzień. W redakcji RMF FM jako anegdota krąży od maja ubiegłego roku znamienity tekst. Rzeczniczka jednego z ministerstw miała wówczas stwierdzić, że „rzecznik prasowy nie jest od udzielania dziennikarzom informacji”. W podobnym tonie wypowiada się rzeczniczka wojewody zapytana o rozkład dyżurów szpitali w mieście wojewódzkim. W rozmowie z dziennikarką Dziennika stwierdziła, że „nie jest ważna wiadomość dla mieszkańców miasta, a jeśli już to nie będą się o niej dowiadywać z gazet”. Kopię tej sytuacji opisali dziennikarze Życia Warszawy. Rzeczniczka jednej z miejskich spółek na pytanie o plany sprzątania po powodzi odpowiedziała, że nie musi ich ujawniać. „Mieszkańcy nie będą się o nich dowiadywać z prasy” – ucięła. Akurat w tej redakcji mają trudne doświadczenia z rzecznikami. „Kazali panu (tak napisać – przyp. red.) czy naprawdę tak pan myśli? Żenada” – skomentował tekst via sms jeden z rzeczników w stolicy. Z kolei dawnemu rzecznikowi Narodowego Centrum Sportu nie spodobał się tekst o sondażu dotyczącym budowy. Postanowił więc wziąć sprawy w swoje ręce. „Dotychczas takimi sprawami zajmował się redaktor X i wolałbym, żeby tak zostało” – napisał w e-mailu do kierownictwa działu.
Nieufnością wykazała się rzeczniczka jednej z dzielnic: „Ja nie wiem, kim pan jest i nie mogę panu udzielić odpowiedzi” – powiedziała dziennikarzowi. Na powtórne przestawienie się dziennikarza odpowiedziała filozoficznie: „W tych czasach każdy może się podać się za gazetę, niech pan wyśle e-maila”.
Rzecznik jednej ze spółek miejskich bardzo nie chciał odpowiedzieć na niewygodne pytania. „Od teraz nie będę z panem rozmawiał, na wszystko będę odpowiadał »pomidor«. Pomidor, pomidor, pomidor proszę pana” – tak było do końca rozmowy.
Pracownik pewnej agencji PR w imieniu kolejowej spółki wysłał natomiast dziennikarzowi Życia Warszawy żądanie sprostowania tekstu. W załączniku, jako dowód nierzetelności, znalazł się wycinek z… Polska The Times.
Sprostowania na łamach Dziennika Gazety Prawnej żądał także rzecznik jednego z dużych deweloperów. Co ciekawe, domagał się przeprosin za informacje, które… sam przekazał on the record w rozmowie z dziennikarzem.
Również w PRoto.pl mamy swoją legendarną już anegdotkę. Wiosną tego roku w rozmowie z nami rzeczniczka Muzeum Narodowego w Warszawie stwierdziła, że „nie może rozmawiać, bo właśnie jest w pracy”.
„Błąd rzecznika widać od razu – to specyfika tej branży. W przypadku managerów z innych dziedzin jest czas, żeby te błędy naprawić lub »schować pod sukno«.” – mówi Dawid Piekarz, wieloletni rzecznik PKN Orlen. Czy zatem zatrzęsienie wpadek oznacza, że w każdym rzeczniku drzemie ukryty Złotousty Nie-do-rzecznik? Nie do końca… Rozmawialiśmy z dziennikarzami kilku znanych redakcji m.in. PAP- u, Rzeczpospolitej czy Newsweeka. Trudno tam o podobne historie. Usłyszeliśmy wprawdzie kilka opowieści o listach mailingowych, które nie były ukryte, mailu wysłanym pod zły adres czy rzecznikach, którzy nie odbierają telefonów. Mimo pojedynczych wpadek z relacji dziennikarzy jawi się pozytywny obraz rzeczników. Poza tym idealnie pasuje tutaj biblijny cytat „niech pierwszy rzuci kamieniem ten, który jest bez grzechu”. „W porównaniu z mediami rzecznicy siłą rzeczy są na straconej pozycji. Dziennikarskie wpadki albo ktoś zauważy, albo nie. A wpadki rzeczników ładnie »podkręcają« tekst i stąd prawie zawsze są wyeksponowane.” – tłumaczy Piekarz i podkreśla, że obydwa zawody są do siebie bardzo podobne: „Też spędzamy kilkanaście godzin dziennie przed komputerem i telefonem, a ponieważ jesteśmy tylko ludźmi możemy się pomylić”.
I rzeczywiście bohaterami podobnych historii nie są wyłącznie specjaliści od komunikacji. Materiałów o pomyłkach i nierzetelności dziennikarzy można prawdopodobnie zebrać tyle samo, co o błędach rzeczników. W listopadzie 2008 roku PRoto.pl przeprowadziło badanie wśród 352 PR-owców. W jednym z pytań prosiliśmy o wskazanie najczęstszych błędów popełnianych przez dziennikarzy. Jedna czwarta, respondentów uznała, że autorzy przekazów medialnych nie weryfikują podawanych przez siebie faktów (25 proc.). Zaś 23 proc. wypełniających ankietę specjalistów ds. komunikacji wskazało powierzchowne traktowanie tematu. Blisko co piąty (17 proc.) zauważył także, że dziennikarze mijają się z prawdą. „Nie należy robić z rzecznika przysłowiowego sapera, który może pomylić się tylko raz. To rozwiązanie jest najłatwiejsze, ale działa tylko na krótką metę. Mądry rzecznik powinien unikać wpadek, zaś mądry szef stopniować ich wagę.” – kończy były rzecznik koncernu paliwowego.