W ubiegłym tygodniu sejm przyjął większość poprawek zgłoszonych do nowelizacji prawa prasowego, według której sprostowanie stanie się jedyną formą reakcji na błędy w publikacjach. W praktyce żądanie go jest uzasadnione tylko w przypadku rażących nieścisłości, mogących wywołać rzeczywistą szkodę. W pozostałych sytuacjach nie warto stawiać na szali relacji z dziennikarzem.
Polskie media najczęściej publikują sprostowania dopiero w momencie, gdy zostaną do tego zobligowane. Częściowo jest to pokłosie rodzimego prawa prasowego, które pomimo ostatnich zmian wciąż pozostaje rygorystyczne. Równie istotny jest jednak w tym względzie aspekt kulturowym, czyli negatywne postawy czytelników wobec błędów popełnianych przez dziennikarzy. Nie jest to podejście uniwersalne, bowiem w niektórych krajach, takich jak Stany Zjednoczone czy np. Szwecja tendencje są zupełnie inne. Funkcjonuje tam przekonanie, że jeśli dane medium regularnie publikuje sprostowania, to jest to oznaka jego rzetelności. Mit o nieomylności prasy czy telewizji dawno już odszedł tam do lamusa. Innymi słowy im częściej dziennikarze przyznają się do pomyłek, tym redakcja jest bardziej wiarygodna. Niektóre tytuły prasowe tworzą nawet specjalne rubryki przeznaczone na publikacje sprostowań, dając czytelnikom możliwość wychwytywania błędów i przekazywanie ich redaktorom. Dzięki temu nie dość, że fakty są dokładnie weryfikowane, to w dodatku odbiorcy są bardziej związani
z danym medium, co przy obecnej sytuacji na rynku jest niezwykle istotne.
Takie podejście ma również uzasadnienie ekonomiczne. Koszt opublikowania niewielkiej ramki z informacją jest nieporównywalny do tego, które medium musiałoby ponieść, gdyby sprawa trafiła do sądu i została rozstrzygnięta na korzyść poszkodowanego. W Polsce jest jednak inaczej. Przyznanie się do błędu uważane jest za dowód niekompetencji dziennikarza i nienależyte wykonanie jego obowiązków. Zgodnie z ostatnią nowelizacją sprostowania będzie można domagać, przekazujące je odpowiednim osobom w ciągu 21 od opublikowania błędnej informacji. Media jednak na ogół maksymalnie wydłużają ten okres, co sprawia, że mało kto będzie pamiętał, czego ono dotyczyło.
Błąd w nazwisku to nie kryzys
Sytuację, w której nieprawdziwa informacja została podana do opinii publicznej, należy szybko i możliwie najdokładniej przeanalizować zanim podejmie się jakiekolwiek działania. Najmniej szkodliwe są pomyłki popełnione w tekstach internetowych, bowiem dziennikarze mogą edytować ich treść w dowolnym momencie. Wystarczy wtedy wykonać jeden telefon, by kryzys został zażegnany.
Znacznie trudniej jest, gdy artykuł ukaże się w prasie drukowanej, a pomyłka zostanie zauważona po fakcie. Pierwszą rzeczą, którą należy zrobić to zbadać skalę popełnionego błędu i zastanowić się, czy może on w jakikolwiek sposób zagrozić wizerunkowi firmy. Jeśli jest to literówka czy przekręcone nazwisko prezesa, nie powinno się domagać sprostowania. Dziennikarz, który skorzystał z materiałów może poczuć się tym faktem urażony i już nigdy nie opublikować żadnego tekstu. Nie warto zatem niszczyć powstałej relacji przez mało istotny szczegół. Należy jednak wspomnieć o pomyłce w korespondencji lub podczas rozmowy, by zwrócić na to uwagę i unikać tego w przyszłości.
Część PR-owców popełnia też inny skrajny błąd, kierując się dewizą „milczenie jest złotem”
w sytuacjach, gdy pomyłka może zaszkodzić wizerunkowi podmiotu. Zamiast sprostować informację, liczą na to, że nikt tego nie zauważy i firma nie poniesie się z tego tytułu żadnych konsekwencji. W praktyce jednak błąd wcześniej czy później zostaje odnotowany przez opinię publiczną lub konkurencyjnego dziennikarza i sprawa natychmiast pojawia się w pozostałych mediach. W efekcie mogą zrodzić się spekulacje, których skutki będą drastyczne.
Nie ma ludzi nieomylnych
Jeśli pomyłka może doprowadzić do kryzysu, w pierwszej kolejności powinno się niezwłocznie skontaktować się z dziennikarzem, który popełnił tekst zawierający błędne informacje, a nie od razu dzwonić do naczelnego. Warto w ramach spokojnej rozmowy wytłumaczyć, co się stało i przedstawić powagę sytuacji, po czym poprosić o sprostowanie. Jeśli wina leży po stronie medium a redakcja odmówi, w ostateczności można skierować sprawę do sądu jednak, lepiej tego unikać.
Warto pamiętać, że kryzys najłatwiej okiełznać przejmując nad nim kontrolę. Na początek należy poinformować o zajściu media, które mogą być zainteresowane sprawą i wyjaśnić dziennikarzom zaistniałą sytuację. Pozwoli to uniknąć niepotrzebnych spekulacji i nadinterpretacji. Warto także umieścić stosowny komunikat na łamach firmowej strony internetowej, przyznając się do popełnionego błędu. Otwarte komunikowanie o potknięciach z pewnością zostanie lepiej przyjęte niż próba wyciszenia.