Po co więc firmie raport społeczny? Najprostsza odpowiedź brzmi: aby lepiej zarządzać. Przede wszystkim zaś należy mówić o korzyściach płynących z PROCESU raportowania, a więc z okresu, kiedy powstają dopiero podwaliny pod to, co później nazwiemy raportem.
Przychodzi firma do konsultanta.
– Dzień dobry. Chcielibyśmy zrobić raport społeczny.
– Rozumiem – odpowiada konsultant. – Ile dajecie sobie Państwo czasu? – dopytuje.
– Miesiąc – odpowiadają przedstawiciele firmy.
Branżowy dowcip? Nie do końca. To częsty schemat rozmowy pomiędzy przedstawicielami firm a doradcami w dziedzinie CSR. Tego rodzaju niezamierzony, jak sądzę (bo wynikający z nieświadomości), pośpiech nie służy jakości zarządzania społeczną odpowiedzialnością przedsiębiorstw.
Wedle najnowszych danych, 81 proc. firm z indeksu S&P 500 publikuje raporty społeczne – to ogromny wzrost od 2011 roku, kiedy w tej grupie było „tylko” 20 proc. raportujących[1]. W Polsce statystyki nie są tak imponujące, co roku ukazuje się u nas kilkadziesiąt raportów, jednak wciąż obserwujemy rosnące zainteresowanie biznesu ujawnianiem informacji o wpływie na społeczeństwo, środowisko i gospodarkę. Zainteresowanie to jest tym bardziej intensywne, im bliżej nam do roku 2017, kiedy na mocy unijnej dyrektywy określone firmy będą zobligowane do ujawniania informacji niefinansowych. Można zaryzykować stwierdzenie, że branża CSR w Polsce lekko zafiksowała się na raportach, które są jedynie nośnikami informacji, nie zaś celem samym w sobie (przynajmniej nie wedle standardów raportowania stosowanych na świecie, takich jak np. Global Reporting Initiative).
Po co więc firmie raport społeczny? Najprostsza odpowiedź brzmi: aby lepiej zarządzać. Przede wszystkim zaś należy mówić o korzyściach płynących z PROCESU raportowania, a więc z okresu, kiedy powstają dopiero podwaliny pod to, co później nazwiemy raportem. Proces ten, w dużym skrócie, daje głęboki wgląd w to, co dzieje się w organizacji, a czego być może nie dostrzeglibyśmy w innych okolicznościach. W ramach procesu raportowania możemy zatem:
- Poznać interesariuszy firmy i ich oczekiwania – to znaczy zobaczyć, usłyszeć, lub nawet (zalecane!) osobiście poznać ludzi, którzy mają wpływ na firmę i na których życie, pracę, codzienne wybory firma w jakiś sposób również wpływa. Czy to nie fascynujące móc wyjść zza biurka i zobaczyć, kim są ludzie naokoło? A na dodatek dowiedzieć się od nich, czy to, co dla nich robimy, jest faktycznie wartościowe.
- Zobaczyć cykl życia – to znaczy zobaczyć cały (naprawdę cały!) proces powstawania produktów lub usług firmy, od najmniejszego ziarenka do momentu kiedy to, co stworzyliśmy staje się częścią góry śmieci lub zyskuje nowe życie poprzez recykling, a w przypadku usług kiedy zaczyna „kiełkować” w praktyce klienta. Czy to nie wyjątkowe móc prześledzić taką ewolucję, a przy okazji upewnić się, czy po drodze nie czynimy komuś krzywdy?
- Zrozumieć dostawców – to znaczy sprawdzić kto (fizycznie!) buduje wartość firmy, kto dostarcza jej wszelakich dóbr, kto być może w warunkach skrajnie innych, od tych w jakich sami pracujemy, tworzy jakąś (choćby mikroskopijną) część tego, co firma sprzedaje. Czy to nie fascynujące, dowiedzieć się w końcu kim są ludzie, którzy przywieźli, wyprodukowali, zapakowali lub wymyślili to, co sprzedajemy, a do tego zweryfikować, czy pracują w godnych warunkach?
- Zobaczyć ryzyka – to znaczy wyjść z działu, boksu, biura, własnej głowy i spojrzeć na działalność firmy z perspektywy wszystkiego, czego dowiedzieliśmy się na ww. etapach, aby zobaczyć gdzie być może moglibyśmy coś usprawnić. Co moglibyśmy zrobić, aby nam i ludziom w naszym otoczeniu żyło i pracowało się lepiej, bezpieczniej, ciekawiej? Czy to nie frapujące, że w całym tym procesie zaczynamy dostrzegać nieznane dotąd luki, które choć z pozoru niebezpieczne, mogą być zalążkiem innowacji?
Na końcu tej drogi dopiero jest raport – zapis procesu, który pozwolił nam odkryć rzeczy nowe, dotąd niezbadane lub upewnić się, czy nadal jesteśmy na dobrej drodze jako firma. W raporcie możemy odnotować nasze dojrzałe już w czasie decyzje, podjęte na bazie wyniesionej z opisanego procesu wiedzy. Jeśli tak się nie dzieje, jeśli raportowanie nas znudziło i nie odkryliśmy dzięki niemu niczego nowego, to znak, że proces był zbyt krótki, zbyt pochopny lub zbyt płytki.
Aż tyle i tylko tyle trzeba, aby raportowanie społeczne było czymś więcej niż produkowaniem kolorowych broszur, których – nie oszukujmy się, drodzy Państwo – nikt w całości nie przeczyta. Albowiem, jak ktoś zauważył, raporty nie są po to, by je czytać, lecz po to, aby z nich korzystać.
Natalia Ćwik-Obrębowska, ekspertka CSR
[1] http://www.justmeans.com/multimedia-with-summary/sustainability-reports-filed-by-81-of-sp-500-index-companies-the-minute