Praca w PR to dla wielu pasja, realizacja i ciągłe wyzwania. Nie dla wszystkich jednak jest to zajęcie na całe życie. Nieraz nawet ci związani z zawodem wiele lat postanawiają wszystko zmienić. Tak jak Joanna Delbar, która przez 16 lat prowadziła agencję PR, a teraz uczy jogi. Jaka była do tego droga? Na początku PR ją fascynował. „Był taki czas, kiedy nie czytałam nic innego, ściągałam książki z USA, rozmawiałam z ludźmi z Francji, Niemiec, którzy trudnili się PR-em od lat i wprowadzałam innowacje na polski rynek” – opowiada. Zauważa jednak, że im bardziej rozwijała firmę, tym więcej doświadczała stresu związanego nie z PR-em jako takim, ale z zarządzaniem. „Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że im więcej chcę, im bardziej moja firma się rozwija, tym samym zwiększam koszty utraty prywatnego życia, relaksu, wolnego czasu” – mówi. W pewnym momencie mniej jednak zajmowała się samym PR-em. Zamiast tego zaczęła rozwiązywać problemy pracowników i borykać się z nierealnymi oczekiwaniami klientów, nieuczciwą konkurencją, brakiem etyki – wylicza. To sprawiło, że zaczęła szukać możliwości pracy ze stresem, żeby pomóc sobie. „Dzięki jodze i metodom umiejętnego zarządzania stresem wyciszyłam się, ale też uświadomiłam sobie, że mam już inne priorytety, i że z biznesem już mi nie po drodze” – wyjaśnia.
Również Katarzyna Tołwińska podkreśla, że jej decyzja o zmianie nie była związana bezpośrednio z branżą, a ze stylem życia. Kiedyś specjalistka ds. PR lotniska Kętrzyn Wilamowo i jego rzecznik prasowy, rozstała się z branżą w momencie, gdy miała wiele ofert pracy. I wyruszyła w podróż dookoła świata. W podróż, która z założenia miała nie mieć ustalonej daty powrotu. Choć ten powrót – i do kraju i do zawodu – dopuszczała. „Kilka dobrych lat temu, o świcie 10 listopada 2009 roku, zamknęłam cicho za sobą drzwi mojego warszawskiego mieszkania i ruszyłam w drogę” – pisze na swoim blogu. „Tak z Pani Katarzyny, szpilkami stukającej pewnie po drodze kariery, została Kasia. „kASIA jalan jalan” – kontynuuje. Wyjaśnia też, że pojedyncze „jalan” to „droga” lub „ulica”, a powiedziane dwa razy oznacza podróżowanie, przemieszczanie się, jechanie dokądś lub bez celu. Dziś nadal jest w podróży. I – jak sama mówi – nie zanosi się, by miało to się zmienić.
Rozstania i powroty
Z kolei Anna Traczewska powróciła do pracy w zawodzie – jest Marketing Managerem w Onet.pl. Wcześniej, przez kilkanaście lat zajmowała się komunikacją m.in. w TVN24 i TVN Style. Był jednak czas, kiedy rozwijała własną markę Metka by Traczka. Wymyśliła ją przez przypadek jeszcze za czasów pracy w korporacji – zdradza. I dodaje, że początkowo było to raczej jej drobne hobby po pracy niż wielka działalność biznesowa. Kiedy jednak rozstała się z korporacją, postanowiła zająć się marką na poważnie. Wynajęła więc pracownię obok domu i ruszyła. „Moi bliscy łapali się za głowę” – przyznaje. Zaczęła od zdobionych torebek podróżnych na bieliznę – z napisami, które podpowiadają, gdzie co znaleźć w walizce. „Ot, niby prosty gadżet, ale bardzo się spodobał” – mówi. Początkowo sprzedawała swoje projekty w internecie, następnie zaczęła projektować i produkować zamówienia specjalne dla firm.
Tołwińska podkreśla, że w przypadku jej decyzji to nie branża miała znaczenie. Było to odejście od zachodniego trybu życia. Jeśli miałaby wskazać jakiś czynnik w swojej decyzji związany z samym zawodem, to byłby to fakt, że jest to zawód, który wymagał ogromnego zaangażowania czasowego. „I chociaż miałam szczęście pracować w fascynującej mnie niszy i czerpać ogromną satysfakcję z prowadzonych projektów, to faktem jest, że praca zajmowała mi zdecydowaną większość życia” – wyjaśnia. I właśnie ten czynnik sprawił, że postanowiła diametralnie zmienić to, na co przeznacza swój czas. Jak mówi, ruszyłaby w podróż dużo wcześniej, gdyby nie „arcyciekawe” projekty zawodowe. To one sprawiły, że decyzję o podróży odkładała w czasie.
Mówi się, że tego rodzaju zmiany to rewolucje i wymagają wiele odwagi. Zarówno Delbar, jak i Tołwińska nie widzą jednak w swoich decyzjach niczego odważnego. „Odważnym i ryzykownym było moje poprzednie życie, dlatego dziś pracuję z tymi, którzy nadal chcą to ryzyko podejmować. Pracuję z liderami, menedżerami, właścicielami firm, bo to oni doświadczają największego stresu. Stresu odpowiedzialności” – zauważa Delbar. Z kolei Tołwińska zwraca uwagę, że jej pracę doceniono na tyle, że zaproponowano jej bezpłatny urlop z możliwością powrotu do pracy. „W samej decyzji nie było aż tyle heroizmu, miałam pole do odwrotu” – mówi. I dodaje, że nigdy tego powrotu nie rozważała. „Podejrzewam, że już w pierwszych godzinach w pociągu do Iranu rosła we mnie pewność, że to najlepsza decyzja, jaką w życiu podjęłam i że jestem dokładnie tam, gdzie być powinnam” – zauważa. Również Joanna Delbar jest ze swojej decyzji zadowolona: „Hołduję minimalizmowi, rozdałam wszystkie markowe ubrania i torebki, wyniosłam kilka walizek książek do bibliotek i antykwariatu, opróżniłam szafki z rzeczy, które »może kiedyś się przydadzą«, uporządkowałam życie. Jestem szczęśliwa” – podsumowuje. Traczewska także pozytywnie ocenia czas, kiedy zajmowała się tylko własną marką. „Po raz pierwszy sama byłam sobie szefem i ponosiłam pełną odpowiedzialność za to, jak to wszystko się rozkręci” – wyjaśnia. Teraz łączy pracę zawodową z prowadzeniem pracowni – bo choć pracy nie szukała, propozycja, którą otrzymała okazała się na tyle ciekawa, że zdecydowała się na powrót. „Tym bardziej, że media w tym czasie bardzo się zmieniły”.
Małgorzata Baran, PRoto.pl