Mądrości marketingu politycznego
Jedna z najpopularniejszych „mądrości” związanych z marketingiem politycznym głosi, że „nikt ci tyle nie obieca, co polityk przed wyborami”. Z eskalacją obietnic mamy do czynienia już od wielu lat… i nikt już na to nie zwraca uwagi.
Jedyną prawdziwą kiełbasę „Wyborczą” produkuje od lat ostródzka spółka Morliny, ale jako „kiełbasa wyborcza” używana jest stosunkowo rzadko, chociażby, dlatego że większość kampanii wyborczych odbywa się ostatnio jesienią, a to nie sprzyja grillowaniu na świeżym powietrzu. Zresztą trudno nią przekupić wyborcę. Minimalną „cenę głosu” w naszym kraju, wyznacza bowiem cena nalewek owocowych: 3-5 zł. W przeliczeniu na kiełbasę oznaczać by to musiało ok. 20 dkg, a więc co najmniej dwa pęta.
Trzy miliony mieszkań, sto milionów złotych i inne cuda
Jednak, aby pozyskać miliony wyborców potrzebne są dużo większe pieniądze. Dlatego też zapewne Lech Wałęsa obiecywał kiedyś „100 mln starych złotych”, później był „milion miejsc pracy” – KLD, „trzy miliony mieszkań” – PiS. Z czasem jednak obietnice wyborcze przybrały bardziej abstrakcyjną formę – „gruszek na wierzbie” oferowanych przez Leszka Millera, czy też „cudu” – Donalda Tuska. Od zawsze też i pod wszystkimi szerokościami geograficznymi, politycy obiecują też łatwe rozwiązania gospodarcze i społeczne. Obiecują bezpieczne i zasobne życie, nad którym pieczę sprawować będzie „karząca ręka Sprawiedliwości”. „Wybierz mnie – będzie Ci lepiej!”
Zawsze obietnice te, wcześniej czy później, są dezawuowane przez życie. Do tej pory niektórzy Polacy domagają się milionów od byłego prezydenta. Przedmiotem licznych dowcipów są też „gruszki na wierzbie”.
Z kolei „trzy miliony mieszkań” weszły już do zbioru baśni z IV RP. Przecież PiS w swoim programie nie obiecywał, że „wybuduje te mieszkania”, a mówił tylko o tym, że „należy je wybudować” – oto i semantyczne nadużycie.
Stąd też, z uśmiechem należy chyba podchodzić do obecnych roszczeń polityków PiS-u wobec kolegów z Platformy dotyczących spełnienia „cudu” obiecanego przez Donalda Tuska w kampanii. Warto bowiem przypomnieć, że mówił w niej o tym, że „cud gospodarczy na miarę Irlandii jest w Polsce możliwy”, a nie, że taki cud będzie miał miejsce – mimo rosnącej popularności, do boskości liderowi PO jeszcze daleko.
Niemniej warto spojrzeć na kwestię obietnic wyborczych od strony elektoratu i zastanowić się, czy w te „cuda” wierzy, oddając głos na tę czy inną partię? Wybory, nie tylko w Polsce, przestały odgrywać swoją główną rolę – dawać wyborcom alternatywę, nadzieję na zmianę warunków życia, czy na lepsze rządy (zdecydowanie skuteczniejszy jest tu „bilet lotniczy do Irlandii”). Badania opinii społecznej pokazują, że po krótkim powyborczym okresie entuzjazmu, każdy kolejny parlament uznawany jest za gorszy od poprzedniego, a kolejne rządy kończą swoje urzędowanie w niesławie i na ogół przed końcem kadencji.
Polskie wahadło polityczne wychyla się raz na lewo raz na prawo, nie dlatego że nowa ekipa będzie lepsza od aktualnie rządzącej. Ci, którzy już decydują się wziąć udział w głosowaniu, chcą się przede wszystkim pozbyć się dotychczas sprawujących władzę. Dają im „czerwoną kartkę” za sposób uprawiania polityki, za afery, przekręty, za nepotyzm i kolesiostwo, za arogancję , ignorancję itp. Na ich miejsce „wskakuje” dotychczasowa opozycja i… niewiele się zmienia.
A po wyborach…
W ten sposób wyborcy wcześniej czy później odwdzięczają się politykom za niespełnione obietnice, za puste deklaracje, którym ewentualnie uwierzyli. Piszę „ewentualnie”, bowiem trzeba podkreślić, że generalnie wyborcy nie wierzą w obietnice polityków składane w trakcie kampanii. Jak głosi znane polskie przysłowie: „Nadzieja jest matką głupich”, jednak polscy wyborcy „głupi” nie są – łatka „ciemnego ludu” do nich nie pasuje.
Dlatego fakt, że co kilka lat politycy rozbudzają ich nadzieje, a potem ich nie spełniają – kpiąc sobie z elektoratu, traktując go jako „maszyny głosujące” – skutkuje przede wszystkim ich „nielojalnością” w stosunku do rządzących i „odsyłaniem” ich w następnych wyborach – w najlepszym razie do ław opozycji, a na „zieloną trawkę” – w najgorszym.
Konkludując, można stwierdzić, że polityk może obiecać wyborcy wszystko, jednak o tym, czy wygra wybory decyduje to, jak ze swoich obietnic wywiązują się jego poprzednicy – polityczni konkurenci.
Jeżeli chodzi o „cuda” ekipy Donalda Tuska, to można powiedzieć za sporą grupą kibiców, że taki już się zdarzył – kilka dni po objęciu władzy przez koalicję PO-PSL nasza drużyna piłkarska awansowała do EURO 2008. Cud?
Wojciech K. Szalkiewicz
Olsztyn, 23.11.2007