Przeglądając bieżące informacje napływające z naszego Sejmu, tym razem trafiłem na dwie, które po raz kolejny potwierdziły prawdziwość opinii, że „polityka jest jedną z gałęzi przemysłu rozrywkowego”.
Otóż, premier Beata Szydło pochwaliła się na konferencji prasowej programem Maluch+, kolejnym rządowym pomysłem, tym razem dotyczącym zabezpieczenia dzieciom miejsc w żłobkach. Jednak, jak stwierdził Władysław Kosiniak-Kamysz, prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego – „Jest to plagiat”.
„PiS kontynuuje naszą politykę prorodzinną, a jedyną istotną różnicą jest zmiana nazwy” – mówi były wicepremier i minister polityki społecznej, dodając przy okazji, że plagiatem jest też pisowski program Senior+, który za jego czasów nosił nazwę Senior wigor. Prezes Kosiniak-Kamysz podkreślał w swojej krytyce, że takie działania mają na celu nieuczciwe tworzenie wrażenia, że to PiS jako pierwszy rozpoczął politykę rodzinną.
Z tą informacją sąsiadowała (obie ukazały się na portalu Fakt24.pl 31 stycznia w odstępie niecałych dwóch godzin) propozycja posła PSL Pawła Bejdy, aby przed objęciem mandatu kandydaci na parlamentarzystów byli obowiązkowo poddawani badaniom psychiatrycznym przeprowadzanym przez niezależne komisje lekarskie. Taki zapis chcieliby wprowadzić ludowcy do nowej ordynacji wyborczej, którą właśnie przygotowuje PiS.
„Skoro takie badania obowiązują zawodowych kierowców czy policjantów, to żaden z kandydatów nie powinien mieć z tym problemu” – reklamował swój pomysł poseł PSL, który zanim trafił do Sejmu, były między innymi i dyrektorem Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego. „Wiemy, jak niebezpieczny może być niezrównoważony kierowca, to ile szkód może narobić poseł czy minister?”.
Z kolei komentujący ten pomysł kolegów z PSL, poseł PiS Stanisław Pięta mówił: „Nie wydaje się [on] poważny. Zgłoszenie go przez polityka zanikającej formacji, jaką jest PSL, wskazuje na to, że chcą tylko zyskać medialny rozgłos”.
Można by zapytać, cóż w tym takiego „rozrywkowego”?
Otóż, w sierpniu 2004 roku Małgorzata Stryjska, ówczesna poseł opozycyjnego wówczas Prawa i Sprawiedliwości, a jednocześnie lekarz medycyny pracy mówiła m.in.: „Na pewno osoba chora psychicznie nie powinna sprawować funkcji, która wiąże się z decydowaniem o losach całego narodu. (…) Parlamentarzyści różnie się zachowują, ale na podstawie samego oglądu zachowania w Sejmie trudno wyrokować o zdrowiu psychicznym. To musiałby ocenić specjalista”. W ten sposób komentowała propozycję złożenia przez PiS projektu nowelizacji ordynacji wyborczej, zgodnie z którą, do parlamentu mogłyby kandydować tylko te osoby, które przedstawią zaświadczenie, że są zdrowe psychicznie (sic!).
Tyle o „plagiatach” i ocenach poselskich pomysłów legislacyjnych przez ich autorów i oponentów.
Aby jednak zamknąć temat, warto dodać, że pierwszą i jedyną chyba partią, która podjęła decyzję, o przeprowadzeniu badań psychiatrycznych swoich kandydatów na posłów i senatorów, była Inicjatywa dla Polski. „Obserwowaliśmy to, co dzieje się w naszym Sejmie. Dlatego zamierzamy wprowadzić do nowego parlamentu wyłącznie osoby całkowicie poczytalne” – mówił przed wyborami w 2005 roku Remigiusz Witkowski, członek rady naczelnej tej partii.
Ta inicjatywa Inicjatywy nie spotkała się jednak z poparciem ze strony innych ugrupowań, w tym także PSL-u, jak i PiS-u, który zapowiadanego wtedy projektu nowelizacji ostatecznie nie złożył. Nie spotkała się także z uznaniem wyborców. Zdrowi psychicznie kandydaci tej partii nie weszli do nowego Sejmu, w związku z czym ugrupowanie wkrótce uległo samorozwiązaniu.
A wydawać by się mogło, że obserwując „występy” niektórych parlamentarzystów w Sejmie czy poza nim, większość Polaków przychyli się do idei obowiązkowych badań psychiatrycznych wybrańców narodu. Jednak uchwalić takie prawo musieliby sami zainteresowani – a przecież wiadomo, że większość pacjentów szpitali psychiatrycznych to osoby jak najbardziej „normalne” (podobnie więzienia pełne są niewinnie osadzonych). Stąd też trudno chyba będzie znaleźć sejmową większości dla stosownej ustawy.
Jakie wnioski płyną z tego przeglądu prasy?
Przede wszystkim zanim zgłosi się „nowy” lub „autorski” pomysł (nie tylko legislacyjny), warto sprawdzić, czy przypadkiem nie ociera się on o plagiat. Bo może się to skończyć mniejszą lub większą kompromitacją, a w najgorszym przypadku – procesem o naruszenie praw autorskich. Warto pamiętać, że „prawie wszystko już kiedyś było” i zawsze znajdzie się ktoś, kto o tym pamięta.
Warto też zastanowić się, zanim podda się krytyce jakikolwiek projekt – jak również wskazana jest powściągliwość przy wyrażaniu zachwytu na jego temat. Tu stale aktualna jest myśl św. Tomasza z Akwinu: „Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji” – bo nigdy nie wiadomo, co przyniesie przeszłość i do jakiego projektu możemy zostać zaangażowani. Wprawdzie, jak wiadomo „tylko krowa nie zmienia poglądów”, ale i tu zawsze może się znaleźć ktoś, kto z pewnym rozbawienie przypomni naszą opinię sprzed lat.
Wojciech K. Szalkiewicz