„Bloger obnaża szokujący proceder w warszawskim ratuszu” – napisał portal wPolityce.pl (9.11.2017), obnażając niecną praktykę – jak można wywnioskować z tekstu – jaką jest zatrudnienie przez Urząd Miasta „pani od PR-u” świadczącej usługi w zakresie „zarządzania ryzykiem”. Poinformował o tym opinię publiczną i redakcję portalu niejaki Anty_left, opatrując swój tweet screenami umów i komentarzem: „I wy się dziwicie, że od dawna szydzę z frajerów mieszkających w Warszawie”.
Wygląda na to, że nie tylko w jego opinii korzystanie z profesjonalnych usług w zakresie doradztwa wizerunkowego, komunikacji politycznej i społecznej jest w Polsce nadal „szokujące”, szczególnie, że za wydane na nich pieniądze „można by wybudować małe przedszkole”– jak napisano w jednym z komentarzy.
Cóż, są poglądy, z którymi się nie polemizuje, dlatego kilka uwag na ten temat.
Jak mówił o tym już dwadzieścia lat temu Jacques Séguéla, najbardziej chyba znany w Polsce przedstawiciel branży doradców ds. wizerunku: „Największą zmianą (w polityce ostatnich lat – dop. W.K.S.) jest to, że komunikacja definitywnie i nieodwracalnie wpisała się w działalność polityczną. Nawet najmniej znaczący kandydat z jakiegokolwiek zakątka Francji posiada własnego doradcę do spraw komunikacyjnych lub – co spotyka się coraz częściej – korzysta z usług agencji komunikacyjnej. Politycy w końcu zrozumieli, że źle prowadzona (lub nie prowadzona w ogóle) komunikacja z obywatelami jest ich słabym punktem”.
Jak widać, korzystanie z usług „pań i panów PR-owców” jest na świecie od lat praktyką jak najbardziej normalną. Na świecie, ale nie u nas w kraju. Tu nad Wisłą, jest to jeszcze cały czas – jak widać – „szokujący proceder”. Zawód chirurga reputacji, lekarza wizerunku, spin doctora, konsultanta ds. zarządzania ryzykiem, piarowca itp. nie cieszy się dużą estymą i to nie tylko w oczach odbiorców ich działań. Gorzej, że potrzeby korzystania z ich usług nie widzą w dużej mierze politycy. A jak dowodzą liczne przykłady – warto wyłożyć trochę środków z partyjnej czy urzędowej kasy, aby lepiej komunikować się z wyborcami, bo to jest podstawa sukcesów na niwie politycznej. Fachowcy – podkreślam fachowcy w tej dziedzinie mogą naprawdę dużo. Przykład PiS-u i prezydenta A. Dudy z ostatnich wyborów jest tu chyba najświeższy. Jak informowały media, ten niewątpliwy sukces kosztował m.in. kilkadziesiąt tysięcy złotych dla „szarej eminencji dwóch pałaców” w 2015 roku, plus synekura w państwowej spółce dla żony „pana od PR-u” po wyborach.
Jako, że mam zaszczyt znać wspomnianą wyżej „panią od PR” i przebieg jej kariery zawodowej, z pełną odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że jej wynagrodzenie w warszawskim ratuszu nie jest wcale szokujące – mniej więcej tyle zarabiają bowiem fachowcy z tej branży w Polsce. Przypomnę, że za „stałe doradztwo w zakresie współpracy i opracowywania strategii komunikacji medialnej dla Marszałka Sejmu RP oraz szkoleń i konsultacji dla współpracowników Marszałka w zakresie komunikacji medialnej”, Kancelaria Sejmu miała zapłacić za pierwsze półrocze tego roku ok. 60 tys. zł. Na świecie tego typu wynagrodzenie jest o co najmniej rząd wielkości wyższe i to w dolarach, funtach czy euro.
Czy są to dobrze wydane pieniądze? To już zależy od zamawiających tego typu usługi. Jeżeli tylko chcą korzystać z ich wiedzy i doświadczenia…
A cóż mogą zyskać podatnicy, którzy w większości płacą za te usługi?
Warto przywołać tu przykład ojca współczesnego public relations, Ivy’ego Ledbettera Lee, który jako pierwszy dostrzegł wartość rzetelnego i aktywnego informowania (bo o takich fachowcach tu mówimy), które może wpływać na postawę opinii publicznej. Dzięki jego pracy, jego najsłynniejszy klient, zmarły w 1937 roku multimilioner John D. Rockefeller (senior) zapamiętany został nie tylko jako despotyczny, krwiożerczy kapitalista, ale również jako dobroczyńca i filantrop. W dużym stopniu z jego – Ivy’ego Lee – inicjatywy powstały między innymi: Fundacja Rockefellera, nowojorskie Rockefeller Center czy Uniwersytet w Chicago – do tej pory służące Amerykanom.
Cytując komentarz Anty_lefta, redakcja wPolityce.pl napisała: „Gorzkie słowa, ale jeśli zwrócimy uwagę na wydatki warszawskiego ratusza można zastanawiać się, czy poczytny bloger i tym razem nie ma racji”? W mojej opinii – nie.
dr Wojciech K. Szalkiewicz
m.in. współautor książki
„Inżynierowie społeczni i technologie zdobywania władzy”
Czytaj więcej:
W Polsce przydałoby się kilku dobrych „suflerów”