PRoto.pl: W tym roku odbywa się 20. edycja Złotych Spinaczy, a Pan jest w Jury od początku. Jak wspomina Pan pierwszą edycję konkursu? Jak zmieniły się w tym czasie Złote Spinacze?
Mariusz Pleban, CEO OneMulti, juror konkursu Złote Spinacze: Razem z kilkoma innymi osobami z ZFPR budowałem wtedy ten projekt. Wiedzieliśmy, że branża zasługuje na mocny konkurs. I taki stworzyliśmy. Opracowaliśmy pierwszy regulamin, wybraliśmy nazwę i logo, które miały spinać i łączyć naszą profesję. I ten cel przez lata zrealizowaliśmy.
Na pewno pierwsza edycja była dobrym poligonem dla firm, organizacji i agencji. Nie wszyscy potrafili jeszcze pisać zgłoszenia konkursowe. Pamiętam, że w pierwszej edycji jedna z najbardziej znanych firm w Polsce nadesłała aż siedem prac. Niestety, żadne zgłoszenie nie było wypełnione poprawnie. Przez lata poziom nadsyłanych zgłoszeń bardzo się podniósł. W pierwszych edycjach łatwiej było wygrywać podmiotom międzynarodowym, które mogły wzorować się na własnym lub koleżanek i kolegów zagranicznym doświadczeniu. Potem dobre projekty były też odpowiednio dobrze opisywane przez podmioty mniejsze, działające lokalnie. I widać było, że nagrody nie trafiają tylko do najbardziej znanych marek.
Na samym starcie nie było to takie pewne, że do konkursu będziemy zapraszać duże grono jurorskie. Ostatecznie jednak podjęliśmy najlepszą decyzję. Szerokie grono to zdecydowanie większa transparencja. Z doświadczenia jurora powiem też, że to ogromne ułatwienie. Większa liczba jurorów to mniej prac do oceny, co urealnia wykonanie tego społecznego obowiązku.
Czytaj także: Małgorzata Mejer: przestaliśmy się bać bycia częścią zintegrowanej komunikacji
PRoto.pl: Czy jakiś projekt spośród tych ocenianych w dotychczasowych edycjach zapadł Panu szczególnie w pamięć i dlaczego?
M.P.: Ha! Jeśli mnie pamięć nie myli, to w pierwszej edycji był jeden projekt zgłoszony przez IMM i było to właśnie PRoto. Nie pamiętam już, czy wygraliście, ale na pewno zgłoszenie to utkwiło mi w pamięci. Proszę zapytać Pawła Sanowskiego. On na pewno pamięta.
Obecnie jurorzy oceniają około 50-70 projektów w jednej edycji. Przeczytanie ze zrozumieniem jednego zgłoszenia to minimum 10 minut. Mówię tutaj o pierwszym etapie. To minimum 10 godzin pracy. Potem drugi etap. I znowu dodatkowe 5-6, a nawet więcej godzin. Ciężko jest zapamiętać wszystkie, a nawet te najlepsze projekty. To setki, a dla mnie nawet ponad tysiąc zgłoszeń.
Jedno jest pewne. Przez lata, tak jak powiedziałem, poprawiała się jakość, przejrzystość zgłoszeń. Jednak jak wracam pamięcią do początków konkursu, to pamiętam, że projekty wtedy zgłaszane były naprawdę mocne. Mogłyby spokojnie konkurować z obecnymi przedsięwzięciami. Może nie były digitalowe, nie były socialowe, ale były absolutnie mocne. Ludzie z naszej branży to mądre istoty. I to nie zmienia się od lat.
PRoto.pl: Jakie projekty czy kategorie konkursowe wzbudzają zwykle Pana największe uznanie, zwracają szczególną uwagę?
M.P.: Nie odpowiem na to pytanie, bo jakakolwiek gradacja tych kategorii wywołać może hejt i furię tych, którzy myślą inaczej. Każda kategoria jest dla kogoś ważna. Ba! Nawet najważniejsza. Czy kategoria event jest mniej ważna dla eventowca niż PR finansowy? Nie sądzę. Dla kogoś, kto specjalizuje się w wydawnictwach firmowych, właśnie ta kategoria będzie miała największe uznanie. Większe niż np. media relations. Każdy z nas ma swoje specjalizacje i konkurs daje możliwość podzielenia się dobrymi praktykami z rynkiem, porównaniem się do innych ekspertów i specjalistów.
PRoto.pl: Na co Pan jako juror zwraca szczególną uwagę podczas oceny projektów? Co dla jurorów jest kluczowe w zgłoszeniach?
M.P.: Każde kryterium jest ważne. Każde kryterium daje od zera do dziesięciu punktów. Każdy juror musi brać każde kryterium pod uwagę. Każdy zgłaszający musi tak wybierać projekt do zgłoszenia i zgłaszać go tak, aby otrzymać maksimum możliwych punktów w każdym lub większości kryteriów.
Nie ukrywam, że moją ulubioną częścią zgłoszeń jest diagnoza, czyli tak po polsku research & insight. Wiem, jak ważny jest to element realizacji projektów. Wiem także, między innymi dzięki doświadczeniu w jurorowaniu, jak bardzo jest to „niedoinwestowany” obszar. Często brakuje czasu i funduszy na dokładne zbadania i przeanalizowanie sytuacji. Wiele projektów startuje z poziomu prostych obserwacji, a nawet założeń.
Warto pamiętać, że zgłoszenie musi dobrze się czytać. Musi być widoczne klarowne wyzwanie, problem, z którym trzeba było zmierzyć się. Potem musi następować trafione w dziesiątkę rozwiązanie (najlepiej jeśli jest nieoczywiste) i na koniec muszą pojawić się efekty. Są zgłoszenia, które od początku do końca czyta się z zapartym tchem. Jak dobry kryminał. Ale nie dlatego, że język jest dobry, tylko dlatego że ma dobrą treść i dobry jest język.
PRoto.pl: Jakie najważniejsze Pana zdaniem zmiany zaszły w branży PR przez te 20 lat?
M.P.: Nie ma faksów. Nie ma problemu z kończącym się w nich papierem.
Nie ma wyraźnych granic dyscyplinarnych i PR sięga dalej niż kiedykolwiek sięgał.
Nigdy wcześniej na świecie nie było tylu PR-owców. Nie wiem, czy proporcjonalnie urosła liczba ekspertów.
Media zmieniły się. Informacja prasowa została.
Nieważne, czy w onlinie, czy w offlinie, ludzie chcą i muszą budować relacje. To ważne. Nadaje to wartość zawodowi. I są budżety i pensje.
PRoto.pl: W jakim kierunku będzie rozwijać się public relations?
M.P.: Dalej będziemy ludźmi i będziemy wymieniać informacje. Co prawda teraz ludzie tworzą boty, aby rozmawiały z ludźmi. Jednak inni, jak jeden ze znanych mi programistów, tworzą boty, aby rozmawiały z tymi pierwszymi botami. Ostatecznie technologia będzie raczej w rozmowie pomagać. Będziemy spędzać zawsze dużo czasu na konwersacji. I jak to mówią – „my w konwersację umiemy”. I będziemy konwersować.
PRoto.pl jest patronem medialnym Złotych Spinaczy.
>>> Do 9 września można zgłaszać projekty do jubileuszowej, 20. edycji konkursu!
Rozmawiała Małgorzata Baran