Młody, polski influencer, który działa na YouTubie, a jego kanał przyciąga miliony subskrybentów. Mimo tego, że często mówi o sobie, że opowiada, że „jest z internetu”, to swoją markę buduje także poza nim – ma własną markę odzieżową, organizuje akcje społeczne polegające na zbiórce pieniędzy oraz… miał epizod z telewizją. O tym i nie tylko rozmawiamy z Remigiuszem Wierzgoniem – ReZigiuszem.
PRoto.pl: Pański kanał na YouTube ma ponad 2,3 mln subskrybentów, Instagram – ponad 700 tys. obserwujących, a Facebook – ponad 1,2 mln. Wielokrotnie jednak Pan wspomina, że są to osoby niemające jeszcze 18 lat. Jakie są największe wyzwania w budowaniu zaangażowania wśród tak młodej społeczności?
Remigiusz Wierzgoń (ReZigiusz): To fakt, większość osób, które obserwują moje profile w mediach społecznościowych czy subskrybują kanał w serwisie YouTube to osoby bardzo młode. Z jednej strony jest to dla mnie ogromnie budujące, że młodzież chce obserwować moje poczynania w sieci. Jednak wiem, że spoczywa na mnie wielka odpowiedzialność, bo takie osoby czerpią z zachowań i wartości, które pokazujemy w Internecie. Moim zdaniem największym wyzwaniem jest szczerość przed kamerą i pokazanie, że jest się osobą, której warto ufać i na którą można liczyć. Jeśli obserwujący będą w stanie dostrzec we mnie kumpla, wtedy zaangażowanie i dobra interakcja tworzą się w sposób naturalny.
PRoto.pl: Czy akcje społeczne w stylu „ReZimy dobrem” pozwoliły poszerzyć grupę docelową Twoich treści?
R.W.: Zdecydowanie tak. Widzę to bardzo dobrze po zorganizowaniu dwóch akcji charytatywnych, które przeprowadziłem wraz z pomocą mojej sieci partnerskiej GetHero. Pomysł na pierwszą akcję zrodził się w mojej głowie kompletnie spontanicznie, dlatego też komunikat w sprawie pomocy znalazł się jedynie na moim kanale YouTube oraz profilu na Facebooku. Jak nietrudno się domyślić, w tych kanałach w dużej mierze obserwują mnie młodzi ludzie, stąd to właśnie oni zaangażowali się w działania charytatywne.
Natomiast akcja „ReZimy dobrem” znacznie wcześniej została dokładnie przemyślana i zaplanowana. Sprawiło to, że grupa docelowa była lepiej określona i bogatsza niż w przypadku pierwszej akcji. W „ReZimy dobrem” zaangażowane zostały znane osoby (m.in. Maffashion, Rafał Sonik czy Martyna Wojciechowska) oraz stworzyliśmy fanpage’a ReZimy Dobrem. Koordynacja projektu spoczywała na moich barkach, ale pomogło mi wiele osób, bez których na pewno nie odnieślibyśmy tak dużego sukcesu.
Źródło: fanpage ReZimy Dobrem na Facebooku
PRoto.pl: Czy akcje społeczne sprawiły, że klasyczne media zaczęły się Panem bardziej interesować, czy raczej starał się Pan przy promowaniu tego typu przedsięwzięć wykorzystywać wcześniej stworzone kontakty?
R.W.: Jak często lubię o sobie mówić – jestem z Internetu i to w nim czuję się najlepiej, dlatego to właśnie na rozgłośnieniu akcji w tym medium najbardziej się skupiłem. Później poszło już metodą wirusową, głównie dzięki pomocy osób, które wspierały inicjatywę, wrzucając do sieci zdjęcie w koszulce z napisem #reZimyDobrem. Zainteresowanie klasycznych mediów związane było ze szczytnym celem i mechaniką akcji. Nie na co dzień zdarza się, żeby 20-letni chłopak zebrał w ciągu doby ponad 326 tysięcy netto na cel charytatywny.
PRoto.pl: Czy pojawiły się krytyczne głosy wytykające domniemaną „sztuczność” akcji społecznych?
R.W.: Szczerze powiedziawszy, byliśmy nastawieni na negatywne głosy i możliwą krytykę, jednak ludzie bardzo pozytywnie nas zaskoczyli. Oczywiście, jak przy każdej akcji społecznej, pojawiły nieprzychylne głosy, ale były one na tyle drobne (raczej internetowy hejt niż konstruktywna krytyka), że nie przejęliśmy się tym absolutnie. Skupiliśmy się na fali pozytywnych emocji, jaka zalała nas w trakcie oraz po zakończeniu „ReZimy dobrem”.
PRoto.pl: Czy długo się Pan przekonywał do wzięcia udziału w The Voice of Poland? Czego się Pan – jako twórca głównie kojarzony z Internetem – obawiał?
R.W.: Muszę przyznać, że jestem osobą, która woli przemyśleć dany temat kilka razy, niż rzucić się na głęboką wodę i później takiego kroku żałować. Obawiałem się przede wszystkim tego, czy podołam takiej roli. Co prawda, na co dzień jestem obyty z kamerą, ale nagrywam w całkiem innych warunkach. W telewizji znajduje się pełno zaangażowanych osób, co sprawia, że na planie obserwuje Cię kilkanastu bądź kilkadziesięciu ludzi. To może stresować. Drugim czynnikiem, który sprawiał, że zastanawiałem się nad tym, czy przyjąć tę propozycję, było to, jak zareagują na mój występ w telewizji moi odbiorcy. Na szczęście posiadam widownię, która jest na tyle pozytywna, że przyjęła moje zaangażowanie w projekt muzyczny z wielkim entuzjazmem i wspierała mnie przed każdym odcinkiem, zwłaszcza że moja rola była mocno związana z tym, co się dzieje na temat programu w sieci.
PRoto.pl: Jak z perspektywy czasu ocenia Pan współpracę internetowego twórcy z telewizją? Co się udało, a co nie? Jak oceniali Pana subskrybenci i widzowie programu? Nie bał się Pan, że oglądający odbiorą występy w programie muzycznym człowieka niezwiązanego w konkretny sposób z muzyką jako coś, co zgrzyta?
R.W.: Wspominam tę współpracę naprawdę pozytywnie i odbieram jako dobrą przygodę. Wiele się nauczyłem, mogłem poznać od kulis sekrety powstawania tak wielkich formatów telewizyjnych, jakim jest TVoP. Ponadto miałem możliwość spotkać przemiłych ludzi, z którymi wciąż utrzymuję kontakt. Jeśli chodzi o drugą część pytania – oczywiście, że się tego obawiałem. Tak, jak już wspomniałem, jestem człowiekiem, który dużo myśli i woli się zastanowić, niż sparzyć się czymś nieodpowiednim. Przekonał mnie fakt, że zostałem vReporterem – czyli chłopakiem, który odpowiada głównie za kanały online programu. Robiłem wejścia z backstage’u, zajmowałem się social mediami – to jest jednak to, co jest mi bliskie na co dzień. Gdybym dostał propozycję wystąpienia w roli prowadzącego, z pewnością nie byłoby mnie tak łatwo do tego przekonać.
PRoto.pl: Czy sądzi Pan, że coraz częstsze współprace z formatami telewizyjnymi będą w polskiej blogosferze coraz popularniejsze?
R.W.: Obserwując aktualne trendy myślę, że tak. Coraz więcej formatów telewizyjnych widzi ogromny potencjał w sferze wirtualnej. Uważam, że to genialna możliwość, żeby nauczyć się czegoś dobrego od jednej, jak i drugiej strony. Poza tym kto nie chciałby przeżyć takiej przygody? To też dobra okazja dla YouTuberów, aby poszerzyć swoje grono odbiorców i pokazać się światu w trochę innej roli.
PRoto.pl: Czy ma Pan jakieś wzory w Polsce lub za granicą, którymi podąża w kontekście kreowania wizerunku twórcy internetowego?
R.W.: Może zabrzmi to banalnie, ale moim wzorem jest cała moja rodzina i to właśnie na nich chciałbym się wzorować. Uważam, że ciepło i wychowanie, które mi przekazali jest tak cenne, że warto się nim podzielić z szerszą publicznością. Jeśli chodzi o twórców, których podziwiam i doceniam – jest ich naprawdę wielu, ale prawdziwym autorytetem są właśnie moi najbliżsi.
Screen z Facebooka Remigiusza
PRoto.pl: Jak wygląda u Pana typowa akcja partnerska? Na co marki najczęściej się decydują, na co najrzadziej?
R.W.: Przede wszystkim, przy współpracy z daną marką, bardzo zależy mi na tym, aby jej komunikacja była spójna z tym kim jestem. Stąd też mój wybór często pada na brandy, które przekazują pozytywne wartości, zgodne z tymi, które wyznaję na co dzień. Jeśli chodzi o formy współpracy to wszystko zależy od indywidualnej rozmowy – za każdym razem to wygląda całkiem inaczej i trudno mi określić, na co marki decydują się najczęściej, a na co najrzadziej. Najważniejsze jest, żeby pamiętały, że jestem człowiekiem z Internetu, a Internet rządzi się swoimi prawami. Stąd bardzo trudno mnie namówić na reklamę w tradycyjnych mediach, która w bezpośredni sposób nawołuje do sprzedaży. Od pojedynczych strzałów na pewno wolę budować długofalową relację z brandem, dzięki której mogę się z nim utożsamiać na wielu płaszczyznach i przy różnych okazjach.
Rozmawiał Maciej Przybylski
Influencer marketing od kuchni – to cykl publikacji, w których przytaczamy wypowiedzi osób odpowiedzialnych za przygotowanie tego typu akcji: marek, agencji PR-owych, członków zarządu YouTube’owych sieci partnerskich (MCN-ów) oraz samych twórców. Dzielą się oni nie tylko wiedzą praktyczną i przykładami, lecz także najważniejszymi zasadami przygotowania i realizacji takich kampanii.