Redakcja PRoto.pl: W naszym serwisie co miesiąc podajemy po kilka informacji o nowych przetargach rozpisywanych przez urzędy i instytucje państwowe. Ostatnio coraz częściej możemy się spotkać się z sytuacją, gdy po kilku tygodniach pojawia się wiadomość o odwołaniu przetargu – jakby Pan to skomentował?
Mateusz Zmyślony, dyrektor kreatywny w Grupie Eskadra: Rzeczywiście dochodzi do takiej sytuacji.
PRoto.pl: Gdzie Pana zdaniem należy szukać przyczyn? W urzędach, agencjach?
MZ: Agencje mogą popełnić błędy, jednak nie prowadzi to do unieważnienia przetargu. Po prostu taka firma nie zostanie wzięta pod uwagę. W 90 proc. wynika to z pomyłek ze strony urzędów. Niestety przetargi są często źle napisane, co wynika z nieznajomości specyfiki branży reklamowej. Podczas przeglądania ofert często można natknąć się na źle sformułowane warunki zamówienia. Zdarza się, że przetarg trwa tydzień czy dwa, po czym urzędnicy dziwią się, że nie zgłosił się żaden podmiot. W tym czasie przecież nie da się przygotować oferty. Spotkałem się także z różnymi, często absurdalnymi wymaganiami.
PRoto.pl: No właśnie wymagania – w branży tematem tabu są przetargi, które rozstrzygnięte są jeszcze przed ich rozpoczęciem. Urzędy tak je formułują, by preferowany był konkretny podmiot…
MZ: Rzeczywiście to nierzadko spotykana praktyka. Czytając ogłoszenia spotykam się z takimi śladami. Do tej pory jednak nikt nikogo za rękę nie złapał, więc branża udaje, że nie ma problemu.
PRoto.pl: Z czego to wynika? W teorii po to są Biuletyny Informacji Publicznej i zamówienia publiczne, by wszystko było transparentne.
MZ: Z tą tansparentnością to nie do końca tak. Urzędy, które chciałyby ogłosić w pełni przejrzysty i jasny przetarg niejednokrotnie nie mogłyby tego zrobić. Jeśli do przetargu na kampanię wizerunkową wykorzystywane są szczegółowe tabele właściwe dla przetargów budowlanych, gdzie w dodatku jedynym kryterium jest cena to jest to bzdura, a nie transparentność. To oczywiste, że najtańsza kampania wcale nie musi być najlepsza. Potem miasta w nieskończoność ogłaszają nowe konkursy, bo „nie o to im chodziło”. Często bywa tak, że urzędnicy odpowiedzialni za promocję (coraz lepiej przygotowani do swej pracy), stają się zakładnikami kostycznych wydziałów zamówień publicznych.
PRoto.pl: Zatrzymajmy się na chwilę przy ponownym rozpisywaniu zamówień. Taka sytuacja była w Białymstoku…
MZ: Białystok męczył się z kolejnymi przetargami przez dwa lata. W końcu urzędnicy sami przeprowadzą kampanię, korzystając z napisanej przez nas strategii. Cieszymy się z realizacji strategii. Uważamy jednak, że nie w porządku jest wieszanie na ulicach billboardów, nieuchronnie inspirowanych koncepcjami agencji startujących w nierozstrzygniętych wcześniej przetargach.
PRoto.pl: Ile Pana zdaniem jest takich przetargów, które rozpisane są tylko po to, by zbadać rynek lub zebrać oferty i przeprowadzić projekt samemu?
MZ: To raczej domena klientów biznesowych. Urzędy najczęściej nie mają złych intencji. W większości wynika to z problemów, o których mówiłem wcześniej. Dobrym przykładem jest tu Polska Organizacja Turystyczna. POT ogłasza bardzo dużo przetargów, które niestety często są niezrozumiałe i potem wielokrotnie przekładane.
PRoto.pl: Czy wobec tego jest szansa na poprawę sytuacji? Co musi się stać, żeby było normalnie?
MZ: Po pierwsze dużo zależy od przepisów, dopóki to się nie zmieni trudno o znaczącą poprawę. Mnóstwo urzędów robi, co może, by procedury były dobrze skonstruowane. Tu znów konkretny przykład – województwo śląskie. Tutaj wymagania są jasno sprecyzowane. W dodatku powołana jest duża komisja przetargowa, więc wszystko jest naprawdę transparentne. Pod uwagę brane są oddzielnie cena projektu, oddzielnie zaś kreacja. Ostatnio kolejny dobrze zorganizowany przetarg rozstrzygnęło Ministerstwo Rozwoju Regionalnego.
Rozmawiał Bartosz Sawicki