Redakcja PRoto.pl: Minęły dwa lata od katastrofy rządowego Tupolewa w Smoleńsku. Czy dziś sprawa śledztwa w tej sprawie może zagrozić poparciu dla Platformy?
Wiesław Gałązka, specjalista ds. wizerunku politycznego: Oczywiście. PO, a właściwie rząd, popełnił błędy już w pierwszych godzinach po katastrofie. Rząd nie zadbał o prawidłową politykę informacyjną. Nie mówię tutaj nawet o PR, tylko o odpowiedniej polityce informacyjnej w sytuacji kryzysowej.To spowodowało, że narastała fala spekulacji, podejrzeń, stworzył się klimat sprzyjający teoriom spiskowym. Możemy usprawiedliwić, że mieliśmy z czymś takim do czynienia w tej dwudziesto-dwu letniej demokracji pierwszy raz. Ale w tej sytuacji rząd sam się podłożył. I nigdy nie będzie już w stanie tej sytuacji odkręcić, a ta teoria spiskowa zawsze będzie miała swoich zwolenników. To wynika z sytuacji Polaków i relacji polsko-rosyjskich.
Red.: Na czym dokładnie polegały błędy dotyczące polityki informacyjnej?
W.G.: Nie przejęto inicjatywy informacyjnej. Nie stworzono na przykład specjalnego sztabu komunikatorów, osób, które by były w stanie zapanować nad wszelkiego rodzaju pojawiającymi się informacjami, także tymi nieprawdziwymi. Do tego dochodzi brak koordynacji informacyjnej. Poza tym należało pokazać, że rządowi zależało na wyjaśnieniu tej katastrofy. Czyli na przykład codzienne konferencje prasowe, odpowiednie komunikaty do mediów, zasypujące je i informujące o tym, co jest pewne i jakie starania są podejmowane. Pomijam kwestię przejęcia inicjatywy śledczej przez Rosjan i pewnej nieporadności w zapewnieniach. Pamiętamy, że Donald Tusk wspominał o szczątkach, które szybko miały zostać sprowadzone do Polski. Widoczny był brak wokół premiera specjalistów ds. dyplomatycznych czy katastrof lotniczych i tego typu kryzysów. Myślę, że wszyscy potracili głowę, zresztą nic dziwnego, wtedy cały naród zamarł. Ale mimo wszystko oczekujemy od rządzących, że będą przygotowani na wszelkiego rodzaju sytuacje kryzysowe. Tym bardziej po wypadku samolotu CASA.
Przypuszczam, że atmosfera polityczna, która wtedy panowała, czyli wzajemne lekceważenie się przez duży i mały pałac udzieliła się nie tylko najważniejszym politykom, ale także urzędnikom. Także kwestia przygotowania wizyty i panującego bałaganu miała przyczynę w tych relacjach międzyludzkich. Dodałbym, że nie zawieszono czy nie zapewniono, że zostaną wyciągnięte konsekwencje wobec pewnych osób. Niektórzy odpowiedzialni za tę wizytę weszli przecież w skład pierwszej komisji badającej przyczyny katastrofy.
Red.: W Naszym Dzienniku możemy przeczytać, że główne media „próbowały zagarnąć całą przestrzeń informowania o przygotowaniach do obchodów i nadać własny ton przekazom” oraz „zneutralizować relację społeczeństwa”. Czy rzeczywiście media mają sobie coś do zarzucenia w kwestii transmitowania obchodów rocznicy katastrofy?
Wydaje mi się, że inicjatywa informacyjna dotycząca katastrofy, spisków i hipotez mimo wszystko jest po stronie mediów propisowskich typu Gazeta Polska czy właśnie Nasz Dziennik. I tu znowu władze nie wykazały się właściwą inicjatywą. Widać było karygodne błędy, wypowiedź marszałka sejmu, który nie uwzględnia prezydenta. Te obchody nie były odpowiednio przygotowywane. Wydaje mi się, że rząd znów oddał inicjatywę swoim przeciwnikom.
Red.: Na Krakowskim Przedmieściu mieliśmy do czynienia z „igrzyskami dla partyjnego wodza”, jak z kolei można przeczytać w Gazecie Wyborczej.
W.G.: Nie użyłbym aż takich słów. Wiadomo, że mamy do czynienia z nekromarketingiem politycznym, czy nekro-PR, czyli pośmiertnym budowaniu wizerunku wielu osób, a prym wiedzie w tym obóz PiS-owski. Oczywiście, że Jarosław Kaczyński wykorzystuje fakt, że jest bratem nieżyjącego prezydenta do budowania swojej pozycji. Nie nazwałbym tego igrzyskami, ale jest to budzące moralne wątpliwości działanie, wykorzystujące majestat śmierci i tragedię z jaką mieliśmy do czynienia. To jest polityczna gra w kości umarłych.
Red.: Rząd przekonuje, że w Smoleńsku nie doszło do zamachu a śledztwo jest prowadzone prawidłowo. Teraz musi ich przekonać do jeszcze jednego – podniesienia wieku emerytalnego. Czy nowa rządowa kampania w tej sprawie przyniesie efekty i Polacy uwierzą, że nie będą musieli pracować do śmierci, jak twierdzi PiS?
W.G.: Ta kampania wystartowała za późno. Większość Polaków jest już przeciwko tej reformie. Zresztą od grudnia rząd ponosi same porażki. Premier poczuł się tak silny, że zaczął lekceważyć wyborców. Zaczęło się od lekarzy. Po porażce rząd zabrał się za ACTA, premier chciał uderzyć pięścią w stół, ale też się nie udało. Utrzymuje się klimat ogólnej porażki. Wydaje mi się, że Donald Tusk i PO się pogubili. To nie są już dni, kiedy, niesłusznie, obarczano ich zarzutami, że stosują wyłącznie PR. Gdyby stosowali PR, w relacjach z otoczeniem byliby dużo lepsi. Po prostu nie było alternatywy i społeczeństwo obdarzyło Platformę dużym zaufaniem a Platforma nie potrafiła tego wykorzystać we właściwym momencie. A teraz spóźnia się z wieloma decyzjami.
Sprawa emerytów powinna być poruszona dużo wcześniej. Tego typu reformy przygotowuje się przez długi czas i można było stworzyć klimat, powiedziałbym, nie naruszający bezpieczeństwa wyborczego.
Red.: Czy ta niepopularna reforma może wpłynąć na poparcie dla PO i rządu, czy po fali wstępnego niezadowolenia wszyscy przywykną do zmiany?
W.G.: Ludzie przywykną, poza tym, że opozycja będzie ciągle wykorzystywać ten fakt do swoich partykularnych celów, tak samo jak wykorzystuje katastrofę smoleńską. Nie wierzę, żeby pseudokoalicjant albo koalicjant z przymusu, jakim jest PSL, lub opozycja, nie rozumiały powagi sytuacji. Tylko co innego jest rozumieć prywatnie, a co innego głosić hasła, które pozwalają utrzymać się w polityce. Dostrzegam niepokojąca tendencję w polskiej polityce. Zarówno ci, którzy rządzą, jak i politycy opozycji, którzy posiadają mandaty, traktują politykę jako doskonały fundusz emerytalny. Czyli zabezpieczenie finansowe.
Rozmawiał Karol Schwann