Redakcja: Na jakim wizerunku zależy po zmianach Teatrowi Dramatycznemu?
Katarzyna Szustow: Przede wszystkim zależy nam, aby Teatr był postrzegany jako instytucja dynamiczna, ale też taka, której działania są przemyślane. Opracowaliśmy już strategię, taką „myśl”, którą będziemy realizowali w ciągu najbliższych 5 lat. Temat rozwija się od przygotowywanej właśnie pierwszej edycji festiwalu Międzynarodowego Festiwalu WARSZAWA CENTRALNA. Tematem tego roku są: „Stygmaty Ciała”, „Migracje” w 2010 roku oraz „Przestrzeń – Sztuka Miasta” planowany na 2012 rok.
Mamy narysowany zakres tematyczny, premiery są zaplanowane do wiosny 2009, co nie jest wcale takie częste, ani oczywiste w teatrze. Podsumowując, planujemy na długo wprzód, i programowo i repertuarowo, co jest niełatwe chociażby ze względu na aktorów. Chcemy w ten sposób kształtować wśród naszej publiczności wizerunek teatru wiarygodnego i takiego, który wie, o czym chce mówić i za pomocą jakich środków.
Red: Czy definiujecie swoją główną grupę docelową, dla kogo to będzie teatr?
KSz: Mnie interesuje każda grupa, która chce rozmawiać na poważne tematy. Nikomu nie mówimy nie. Ale dla kilku grup szczególnie przygotowujemy pewne rozwiązania promocyjne. Jednym z nich jest Towarzystwo Studentów, które wprowadziliśmy w lutym, a teraz już ludzie dowiedzieli się o tej inicjatywie. To jest jedna grupa.
Druga to Towarzystwo po 60. Ten projekt rusza jesienią. Według mnie, to bardzo ciekawa grupa, bardziej wymagająca nawet niż młodsi widzowie. Osoby z tego grona wymagają od artystów konsekwencji, dobrego warsztatu i to jest bardzo fajne. Pokolenie 30–, 40–latków raczej nie chodzi niestety do teatru, bo pracuje, wychowuje dzieci, itd. A jak przychodzi, to często wybiera repertuar lżejszy, który pomaga po prostu odpocząć, a nie dręczy zadając trudne pytania bądź bombarduje nieznaną formą. Zależy mi na grupie widzów, którzy nie oczekują standardowych rozwiązań.
Red: Czy między teatrami polskimi trwa swego rodzaju konkurencja w dziedzinie promocji, PR-u?
KSz: Po pierwsze wszystkim nam zależy przede wszystkim na tym, żeby ludzie chodzili do teatru i pod tym względem jesteśmy w jednej drużynie. Po drugie konkurujemy repertuarem, przedstawieniami, poziomem artystycznym.
Jednym z licznych nowych pomysłów jest, by o naszym repertuarze pisali nasi ludzie z działu dramaturgiczno-literackiego. Nie umieszczamy fragmentów recenzji w naszych drukach. Recenzje będzie można zaleźć na naszej nowej www. Sami chcemy kreować komunikację z naszym widzem.
Red: Ale nie odwracacie się od mediów?
KSz: Oczywiście, że nie. Media gwarantują, że Teatr uzyskuje kolejną przestrzeń do publicznej debaty. Ale zależy nam, aby recenzje nie były jedyną informacją o przedstawieniach. Chcemy by media z nami rozmawiały, a nie umieszczały nasze informacje na zasadzie Ctrl+C, Ctrl+V.
Red: Kiedy w Teatrze Dramatycznym pojawił się pomysł, potrzeba zatrudnienia osoby odpowiedzialnej za PR?
KSz: Wraz ze zmianą dyrekcji zmieniła się struktura organizacji pracy Teatru. W takiej instytucji jak nasza, która zatrudnia na etacie około 130 osób, ma dwa związki zawodowe, działania PR, czy promocyjne powinny być uporządkowane. Dlatego teraz funkcjonują działy: dramatyczno-literacki, jego szefową jest zastępca dyrektora ds. artystycznych i dramaturg teatru. Dział ten odpowiada za każde słowo, które wychodzi na zewnątrz Teatru, wszelkie opisy przedstawień, plany artystyczne, jak też sprawuje opiekę dramaturgiczną nad nowymi produkcjami Teatru. Ten dział prowadzi też pracę koncepcyjną, czyli wymyśla np. nowe projekty. Jednym z nich jest otwarcie Loży Stalina, w której tyran nigdy nie zasiadł. Od czerwca będą się tam odbywały spotkania, warsztaty, debaty, coś na kształt salonu artystycznego. Wspólnie myślimy, jak projekt zakomunikować światu.
W kompletnie nowym dziale Komunikacji i Rozwoju (którego jestem kierownikiem) zajmujemy się kontaktami zagranicznymi, obsługą klienta zbiorowego, pomysłami na obsługę widowni, opracowywaniem koncepcji promocyjnej przyszłych premier, odpowiadamy także za organizację i promocję festiwalu, ogólnie wspólnie koncepcyjnie zastanawiamy się nad nowymi pomysłami rozwoju. Tego działu za poprzedniej dyrekcji w ogóle nie było.
W dziale Komunikacji i Rozwoju są też panie kasjerki, które są najczęściej pierwszymi osobami, z którymi spotyka się widz, więc muszą być poinformowane o wszystkim, a nie schowane za szkłem. W tym miejscu, w okresie wakacji, nastąpią zmiany, ale ich wprowadzenie nie jest na razie łatwe.
Red: Jak wyglądało dotarcie z informacją o zmianach do osób ze starego zespołu?
KSz: Zacznę od tego, że mamy dwa związki zawodowe:), jeden to związek aktorski, drugi związek zrzesza pracowników technicznych „Solidarność”. Ich zdanie musieliśmy także wziąć pod uwagę. Oczywiście zmiany nigdy nie są łatwe. Mieliśmy wielkie wsparcie ze strony artystów. Teraz naszym zadaniem jest, przekonanie ludzi, którzy pracują w Teatrze od 20 czy 30 lat, że nowa misja Teatru ma sens, i że to od nich również zależy czy ją osiągniemy wspólnie. Teatr nie działa odgórnie, w pojedynkę. Cały zespół pracuje na wspólny efekt.
Red: A czy wysyłaliście jakieś szczególne komunikaty o zmianach do świata artystycznego?
KSz: To środowisko można informować tylko przez działanie. Ja bym bardzo chciała, żeby tymi zmianami zainteresowały się media, ale informacje o zmianach wewnętrznych Teatru nie są żadnym newsem. Gdyby w teatrze zaczęła się jakaś afera korupcyjna, to media by się tym zajęły, ale teraz…czarna dziura. Czeka nas w tym względzie wielka robota.
Red: A czy macie jakiś pomysł, jak do mediów dotrzeć?
KSz: Są nowe pomysły, nie o wszystkich jeszcze chcę mówić. Wprowadzamy strategiczne myślenie o patronatach medialnych w zależności od tytułu, czy od projektu. Zlikwidowaliśmy np. stałe umowy patronackie nad Teatrem. Ruszyliśmy z profilem na myspace (www.myspace.com/teatrdramatyczny). W czerwcu organizujemy interdyscyplinarny projekt ODKRYTE/ZAKRYTE, który poprzez zaproszonych artystów (m.in. Teatr NTGent z Belgii z „Dekalogiem” wg scenariusza Kieślowskiego, performer body-art Franko B, polska grupa Suka Off) porusza tematykę Festiwalu WARSZAWA CENTRALNA ciała i religii. Czyli puszczamy w obieg interesujące nas tematy pół roku naprzód.
Red: Czy w waszym Teatrze jest tak, że trzeba zrobić przedstawienie bardziej komercyjne, aby zarobiło na te, powiedzmy, trudniejsze, bardziej niszowe?
KSz: Gdyby rozmawiała Pani z którymkolwiek z naszych dyrektorów, to powiedziałby, że absolutnie nie. Ja nie jestem tak zasadnicza, bo komercyjne przedstawienie też może być dobre, nie musi psuć wizerunku teatru, który musi przecież też na czymś zarabiać.
My powinniśmy mieć taki repertuar, w którym przynajmniej jedna rzecz będzie się samofinansowała. Ja muszę poprzez swoje działania znaleźć nowych widzów, takich, którzy się znudzili teatrem, albo się do niego zrazili, chodzą do kina, albo czytają literaturę. Aby osiągnąć ten efekt, bardzo ważne są mądre działania PR.
Red: Jakie jest nastawienie ludzi sztuki do osób zajmujących się PR-em? Czy określenie „PR-owiec” nie ma w ich ustach wydźwięku pejoratywnego?
KSz: Przyznam, że nie wiem. Nie jestem postrzegana w teatrze jako PR-owiec, bo się zajmuję wieloma innymi sprawami, które z PR-em nie są kojarzone. Prawdą jest, że stanowisko osoby odpowiadającej za PR w dziale Komunikacji i Rozwoju nazwane jest „specjalista ds. komunikacji”. Według mnie to jest bardzo ważna funkcja w teatrze i każdej innej instytucji kulturalnej.
Dla mnie PR nie sprowadza się do wysłania newslettera i informacji do mediów, a może nawet te czynności są najmniej ważne. W naszym przypadku rzeczywisty PR, to wszystkie działania, projekty, które sprawiają, że teatr jest postrzegany w taki, a nie inny sposób.
Rozmawiała Paulina Szwed-Piestrzeniewicz