PRoto.pl: W artykule „Wpisy sponsorowane” z miesięcznika Press, do którego odniósł się Pan na swoim blogu, Artur Kurasiński mówi o tym, że nie istnieją niezależni blogerzy, chyba że piszą do szuflady. Czy zgadza się Pan z tą opinią?
Maciej Budzich, autor bloga o mediach, marketingu i internecie – blog.mediafun.pl – oraz redaktor naczelny mediafun magazynu: Każdy bloger sam definiuje tożsamość, charakter i cele, jakie sobie stawia, zaczynając pisać bloga. Również granice niezależności bloger wyznacza sobie sam, nie ma tutaj żadnego regulaminu czy też komisji oceniającej. Ocena należy do czytelników, których autor bloga zna najlepiej, oni też bardzo szybko ocenią, czy wpisy, opinie blogera są naprawdę niezależne. Na tym polega siła blogów, że opinia i komentarz blogera nie kończy się na ostatnim akapicie wpisu, ale tak naprawdę dopiero zaczyna się w komentarzach.
PRoto.pl: Sponsorowany bloger – to jeszcze w ogóle bloger?
MB: To już na samym początku jest problem z definicją i tym, co rozumiemy przez pojęcie bloger sponsorowany. Zazwyczaj w badaniach przeprowadzanych na internautach wychodzi na to, że nie mają zaufania do blogów sponsorowanych. I jest to oczywiście prawda, bo najczęstszą praktyką stosowaną jeszcze do niedawna było stawianie blogów przez marki i pisanie o produktach wyłącznie w superlatywach bądź też ukrywanie faktycznego przeznaczenia i właściciela bloga. Takie sprawy zazwyczaj szybko wymykały się spod kontroli i były demaskowane i wyśmiewane przez internautów.
W moim rozumieniu bloger sponsorowany to taki autor, któremu uda się znaleźć partnera, markę, która pomoże mu rozwijać jego pasję, jednocześnie nie wpływając na treść bloga. Czy Adam Małysz w czasie skoków musiał wypijać puszkę Red Bulla? Nie, jego zadaniem było oddanie dwóch równych skoków. Podobnie jest z blogerami, którzy są sponsorowani. Nie widzę nic złego ani wpływającego na niezależność opinii, jeśli bloger którego pasją są np. podróże i fotografia, znajdzie partnera-sponsora wyprawy, którą będzie relacjonował na blogu. Nie widzę tutaj też potrzeby stosowania metod, aby blokować czy też uniemożliwiać blogerowi wyrażanie krytycznej opinii o marce czy produktach. Konsumenci, czytelnicy blogów to nie idioci i już dawno wyrośli z mitów o produktach idealnych. A dyskusja o wadach i zaletach marki, otwartość marki na dialog dodaje jej tylko wiarygodności.
W którym momencie Krystian Kozerawski (autor bloga o Apple – Mackozer.pl) stracił wiarygodność, kiedy bank Inteligo postanowił zasponsorować mu wyjazd na konferencję Macworld 2011, podczas której relacjonował na bieżąco nowości ze świata Apple? (www.mackozer.pl/macworld/).
Czysty układ i jasna komunikacja między blogerem a marką i czytelnikami to podstawa dobrego projektu sponsorskiego bloga.
PRoto.pl: Czy bloger, który pisze za pieniądze, działa etycznie? Czy można według Pana wyznaczyć granicę między uczciwą współpracą a tzw. „sprzedawaniem się”?
MB: Idiotyzmem jest stawianie granicy – jak bierzesz za to pieniądze, to nie jesteś blogerem. W ten sposób można by zlikwidować kilka zawodów, z dziennikarzami włącznie, którzy również piszą za pieniądze (pochodzące przecież od reklamodawców). Oczywiście patologie i nieetyczne działania się zdarzają i wcale nie są jakimś marginesem – wiadomo, pieniądz kusi. Z doświadczenia wiem, że najtrudniej jest zrealizować akcję bloger-firma, która jest przejrzysta, wiarygodna i pozbawiona mechanizmów kontroli blogera, bo najczęściej klientom trudno zaakceptować fakt, że nie będą mieli kontroli nad blogerem i komentarzami.
PRoto.pl: W komentarzu do artykułu pisał Pan, jak na przestrzeni zmieniły się warunki rynkowe i coraz więcej firm jest zainteresowanych współpracą z blogerami. Uważa Pan, że dążymy zatem do wykształcenia się nowego zawodu – blogera, który utrzymuje się – podobnie jak dziennikarz – z reklam dołączanych do swoich tekstów?
MB: Zawód bloger (utrzymujący się z reklam na blogu) to dość niebezpieczna uliczka, bo właśnie uzależnia istnienie bloga od wpływów reklamowych. To uda się w Polsce tylko nielicznym. To też najczęstszy błąd w rozumieniu pojęcia „zarabianie na blogu”. Zarabia się na swojej pasji, na tym, w czym autor jest dobry (czy to będzie fotograf, grafik, specjalista w jakiejś dziedzinie), a sam blog to tylko jedno z narzędzi do komunikacji i ewentualnie zdobywania klientów, budowania marki itp. Poza tym statystyki i popularność języka polskiego w skali całego interentu jest bezlitosna – nie będziemy mieli polskich milionerów blogowych.
PRoto.pl: Napisał Pan też, że „bloga tworzy się dla siebie”. Mógłby Pan rozwinąć to stwierdzenie?
To bardzo proste. Prowadząc bloga (i zakładając blog.mediafun.pl), myślałem o dyskusjach z czytelnikami, poznawaniu specjalistów z branży którą się interesuję, dostępie do wiedzy, która dla zwykłych czytelników nie jest tak łatwo dostępna. Da się to zrobić w jeden sposób – dzieląc się obserwacjami, opiniami z czytelnikami, aktywnością na polu, które jest moją pasją. Czytelnicy, spotkania z nimi i dyskusje (co ciekawe, najczęściej w realu) są najcenniejszą rzeczą, jaką udało mi się osiągnąć przez blogowanie. Wolność, niezależność (spotykam się, z kim chcę, angażuję się w projekty, które mi się podobają, nie mam nad sobą szefa ani naczelnego) powodują, że jest to najbardziej pasjonujące i najmniej stresogennne zajęcie, jakie do tej pory wykonywałem.
Rozmawiała: Izabela Włodkowska