Kolejny film, szumnie zapowiadany przed premierą, ponosi klęskę w obliczu krytyki. A producent podkreśla rolę, jaką w promocji Polski, „jako kraju silnego, nowoczesnego, pozytywnego i nie ciągle zatrzymanego na wizerunku ofiary drugiej wojny światowej” miało odegrać jego dzieło.
„Porażka na każdej linii”, „Sromotna klęska pod Wiedniem”, „Superklapa”, „Pseudofilmowa maszkara” – wystarczy zacytować tytuły recenzji „Bitwy pod Wiedniem”, by ocenić, z jakim przyjęciem spotkała się „polsko-włoska superprodukcja o bitwie, która zmieniła losy świata” – czytamy w gazecie.pl. Ale Aleksandro Leone, który postanowił osobiście odeprzeć atak, twierdzi, że film to znakomita promocja Polski. „Moje pytanie brzmi: czy Polacy muszą być reprezentowani tylko przez filmy, gdzie pokazuje się Polskę biedy, problemów alkoholowych, dramatów rodzinnych? Ja się z tym nie zgadzam. Winny jestem to Polsce, która tak wiele mi dała”.
Film grany jest już w polskich kinach. Za granicą został wykupiony przez 50 krajów. W oświadczeniu producent zaznacza: „We wszystkich innych krajach świata ludzie zobaczą, że Polska była wielką potęgą, która była w stanie zmienić historię Europy, że dysponowała wspaniałą kawalerią i ludźmi gotowymi do poświęceń. Film opowiada o tym w sposób bajkowy, ale pewnie tak jest lepiej, nie każdy naród uwielbia tragedie i klęski. I jeśli większość polskich widzów to będą dzieci, jak niektórzy mówią, będę na pewno bardzo z tego powodu szczęśliwy. Może przynajmniej oni nie będą dorastać z kompleksem klęsk, ale będą się bawić z żołnierzykami Husarii i w karnawale będą się przebierać za Sobieskiego, Kątskiego i Marysieńkę”. To, na co Leone kładzie nacisk, to przesłanie, jakim film się rozpoczyna, że jeśli dzisiaj żyjemy w wolnej Europie zawdzięczamy to włoskiemu zakonnikowi i polskiemu królowi. „Może film jest kiepski, nie spodoba się i widz wyjdzie po 10. minutach z sali, lub wyłączy telewizor, ale tę małą informację otrzyma i to według mnie jest bezcenna wartość” – kwituje Leone. (es)