PRoto.pl: Jak postrzegany był rower i rowerzyści w czasach PRL?
Marcin Hyła, prezes stowarzyszenia Miasta dla Rowerów, ogólnopolskiej sieci organizacji rowerowych: Nie byli w ogóle postrzegani jako coś nadzwyczajnego. Nie patrzono na cyklistów jako grupę. Problemem było samo kupienie roweru. W czasach PRL-u, ważnym wydarzeniem sportowym był słynny Wyścig Pokoju, czyli jedna z takich imprez, które wówczas organizowały rzeczywistość. Na wsi jeżdżono na rowerze od zawsze. W latach 50., w Nowej Hucie w Krakowie, wraz z powstawaniem tej dzielnicy miasta, zbudowano ścieżki rowerowe, ale praktycznie nikt z nich nie korzystał, bo komunikacja zbiorowa była tania. Nie było na pewno czegoś, co można by nazwać zbiorowym wizerunkiem rowerzystów.
Fot. Oficjalny plakat promujący Wyścig Pokoju/Wikimedia
PRoto.pl: Kiedy to się zmieniło? Pamiętam, kiedy w Polsce zaczęły się pojawiać pierwsze miejskie wypożyczalnie rowerów, a na ulicach coraz częściej można było spotkać damki i miejskie rowery zamiast „górali”.
M.H.: Przestrzegałbym przed stwierdzeniami, że w Polsce nastąpiła jakaś wielka rowerowa rewolucja. Kiedy rozmawiamy o rowerach z punktu widzenia Warszawy, Krakowa i innych wielkich miast, to zmiany faktycznie były ogromne. Ale jeżeli przeniesiemy się do mniejszych miejscowości, choćby Hajnówki, przez którą reguralnie przejeżdżam na wakacjach, to tam ludzie robią wielkie oczy: „O co chodzi z rowerami”. Tam się na nich jeździło zawsze i to jest tzw. „oczywista oczywistość”. Nikt nie dorabia do tego jakiejś wielkiej ideologii.
W wielkich miastach, za czasów komunizmu czy upadającego PRL, wszyscy tęskniliśmy za Zachodem i ten Zachód widziany przez szybę, to były przede wszystkim samochody. Każdy chciał mieć auto. W latach 90. motoryzacja w Polsce postąpiła w sposób skokowy. W tej chwili mamy w wielu miastach więcej samochodów na tysiąc mieszkańców niż na Zachodzie. W Warszawie jest 600-700 aut na 1000 mieszkańców, w Berlinie – 300, a więc dwa razy mniej. W latach 90. pojawiły się w Polsce ruchy ekologiczne czy społeczne związane z roweryzacją miast. Ludzie zaczęli masowo wyjeżdżać zagranicę i tam część z nich zobaczyła, że rower jest jak buty: w Niemczech czy Holandii jedni jeżdżą do pracy samochodami, a inni rowerami. Nie jest to żaden wyczyn, tylko część codziennego życia .
W latach 90. na całym świecie nastąpił boom na rowery górskie, zaczęły się bardzo dobrze sprzedawać, można więc powiedzieć, że to rower górski był w Polsce początkiem zmian myślenia o transporcie miejskim w dużych miastach.
PRoto.pl: Rower, w którymś momencie, stał się także motywem chętnie wykorzystywanym do promocji wielu różnych marek…
M.H.: To jest bardzo ciekawe zjawisko, które również zauważyłem. W polskich mediach wizualnych (prasa, telewizja, internet) rower można dużo częściej spotkać w reklamie banków, inwestycji deweloperskich itd. niż w tekstach dziennikarskich. I to nieporównywalnie częściej. Pamiętam reklamę telewizyjną wody mineralnej Cisowianka sprzed dobrych 10 lat. Modelka jeździła na rowerze z siodełkiem za niskim o jakieś 20 cm – zapewne po to, żeby było jej wygodnie i szybko nakręcić video. To było ewidentnie wymyślone, widać było, że żadna z osób, która realizowała ten klip, nie jeździła na rowerze. Jeśli ktoś ma buty o cztery numery za duże, to dziwnie chodzi. I podobnie dziwnie siedziała na rowerze ta modelka. Teraz rower jest naturalnym elementem wielkomiejskiego krajobrazu i nikt oczywiście nie powiela tamtych błędów. To widać również w reklamie.
Reklama marki kosmetycznej
PRoto.pl: Rower ma bardzo pozytywny wizerunek, skoro jest tak chętnie wykorzystywany do promocji, proponowany jako ważny motyw przez twórców kreacji i koniec końców akceptowany po stronie klienta. Kojarzony jest z witalnością, nowoczesnością, zdrowym stylem życia itd.
Rower to wehikuł reklamowy i tutaj żadne organizacje rowerowe nie są w stanie odczyniać czarów, żeby na to wpływać, bo nie mamy takiej zdolności. Fachowcy stwierdzili, że to się opłaca. Reklama, przekaz medialny to są pieniądze, biznes i jak się okazuje, rower jest do czegoś potrzebny markom. Co więcej, nawet koncernom samochodowym, które również wykorzystują ten motyw w komunikacji i lubią „wstawić” rower do reklamy swoich aut.
PRoto.pl: Od kilku dni w mediach i internecie mamy do czynienia z burzą medialną, po wypowiedziach ministra Witolda Waszczykowskiego, który rowerzystów przypisał do grupy skontrowanej z PiS. Tak to zostało odebrane.
M.H.: I tu na początku stycznia wjeżdżamy na bardzo śliski grunt. Z jednej strony, nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek w polskich mediach i to w środku zimy, czyli poza sezonem, rower był roztrząsany w największych mediach i programach informacyjnych. To jest oczywiście plus dodatni, cytując klasyka. Z drugiej strony, mówiłem o tym, że w mniejszych miejscowościach rower jest czymś oczywistym. To nie jest perspektywa warszawska, gdzie hipster jeździ na ostrym kole z marchewką w zębach. Nie wiem, jak wypowiedź pana ministra rozeszła się po Polsce, ale w wielu mniejszych miejscowościach, mogła wzbudzić pewien dysonans poznawczy i to być może nawet w elektoracie. Znam miejscowości, gdzie powiem wprost, geograficznie wygrywa PiS, gdzie pod szkołą stoi 100 rowerów. Pojawia się pytanie: czy to są ci źli rowerzyści, czy może ci dobrzy?
Pamiętam też informację z posiedzenia PiS, gdzie któryś z prominentnych członków partii na to spotkanie przyjechał na rowerze, w marynarce, z plecaczkiem i zapowiadał zmiany złapany na ulicy przez telewizję. Pomijając oczywisty aspekt komiczny, to jednak w Polsce rower jest jak buty. Z jednej strony używają go banki i politycy, z drugiej w mniejszych miejscowościach na rowerze jeżdżą wszyscy, poczynając od policjanta a kończąc na księdzu. Patrząc na to całe medialne zamieszanie z tej perspektywy, troszkę się zaplątaliśmy i wpadliśmy z tym tematem w poślizg.
Fot. NowoczesnyMaoizm/Facebook
PRoto.pl: Nie pamiętam, żeby kiedyś rowerzyści byli kojarzeni z jakąkolwiek opcją polityczną…
Nie ma co ukrywać, że w związku z rowerzystami miały miejsce różne konflikty – w internecie, na różnych forach toczy się śmiertelna walka rowerzystów z samochodziarzami. To jest jakiś margines, ale żywy. Masa Krytyczna budziła emocje, bardzo często złe emocje. Teraz istnieje takie niebezpieczeństwo, że w mediach po stronie rządzącej, różne niezależne portale zaczynają mnożyć teksty antyrowerowe. To jest jednak cały czas spojrzenie z pozycji „Warszawki”. Tutejsi dziennikarze patrzą na rower jak na nowinkę. A ta konserwatywna, małomiasteczkowa Polska, nagle zaczyna czytać, że to, co było robione od zawsze, czyli jeżdżenie rowerem na mszę w niedzielę i do sklepu w tygodniu, nagle okazuje się być czymś złym. Dla mnie, jako prezesa Stowarzyszenia Miasta dla Rowerów, jest ogromnie ważne, by rower był czymś nieideologicznym. W Holandii na rowerze jeżdżą przedstawiciele wszystkich opcji politycznych, straszliwi lewicowcy i straszliwi prawicowcy. Chodzą w butach, a nie na bosaka – to jest mniej więcej ten poziom postrzegania i zżycia się z rowerem. W taki sposób funkcjonuje rower na świecie, możliwe, że w Polsce będą podejmowane próby zrobienia z tego jakiegoś symbolu politycznego, ale moim zdaniem skończy się to nieskończoną ilością memów i pociesznych historii.
Fot. Screen z oficjalnego profilu Romana Giertycha
PRoto.pl: Choćby takich jak wpis byłego ministra Romana Giertycha na Facebooku o hulajnodze, bo do wypowiedzi ministra Waszczykowskiego zaczynają się odnosić nie tylko znane osoby, ale też byli politycy…
Żeby postawić „kropkę nad i”, przepraszam, to twierdzenie również może być obecnie postrzegane ideologicznie, wysnułem pewną tezę. Minister Waszczykowski pochodzi z Łodzi. W tym mieście działała bardzo liczna i dosyć konfliktowa Masa Krytyczna. Pan minister startował pięć lat temu w wyborach na prezydenta miasta i być może wrył mu się w świadomość tamtejszy spór. Pięć lat temu na prezydenta Krakowa startował Andrzej Duda. W ramach kampanii wyborczej jechał na rowerze, powstała też sesja zdjęciowa.
[[{“fid”:”14979″,”view_mode”:”default”,”fields”:{“format”:”default”},”type”:”media”,”attributes”:{“class”:”media-element file-default”}}]]
Moim zdaniem nie było w tym żadnej ideologii – nie podejrzewam prezydenta Dudy ani o lewactwo, ani o wegetarianizm, ani o walkę z samochodami. Uznał za stosowne użyć roweru w swoim klipie wyborczym. Na dodatek jechał niezgodnie z przepisami, pod prąd, więc wyszedł z tego przypadkowy anarchizm. To samo zdjęcie (wybory na prezydenta miasta Krakowa przegrał – przyp. red.) Duda wykorzystał w obecnej kampanii. W referendum lokalnym w Krakowie z maja 2014 roku 85,2 proc. głosujących (175 tysięcy, czyli więcej niż dostał kiedykolwiek prezydent miasta) opowiedziało się za ścieżkami rowerowymi. To zamyka dyskusję czy rower jest prawicowy, lewicowy itp. 85,2 proc. to jest taka większość, że się w tym mieści i PO, i PiS, i kierowcy.
Mam wrażenie, że dorabianie gęby ideologicznej do jazdy na rowerze zawsze skończy się chichotem, a i tak wygrają na tym wszystkim banki.
Fot. Szymon Majewski/Facebook
PRoto.pl: A czy to całe zamieszanie przysłuży się wzrostowi popularności roweru i jest dobre z punktu widzenia promocji tego środka transportu?
Powiem tak. Największą przysługę w rozwoju ruchu rowerowego we Francji zrobił strajk metra. Cały Paryż stanął, wszyscy zaczęli wyciągać rowery z piwnic i na nich jeździć. Niech to będzie podsumowaniem.
Rozmawiała Joanna Jałowiec