Lipcowy szczyt NATO, który odbył się w Warszawie, miał dwa logotypy. Jeden nie został jednak wykorzystany. NIK twierdzi, że to nierzetelność. O sprawie pisze Rzeczpospolita.
Jak czytamy, oficjalnym znakiem szczytu NATO była „warszawska syrenka sportretowana w kubistycznym stylu”. Na potrzeby spotkania przygotowano jednak jeszcze jedno logo – tak wynika z raportu NIK.
Dalej dowiadujemy się, że MSZ za rok 2015 otrzymało od NIK nie ocenę pozytywną, lecz tzw. „opisową” – a to przez problemy z wyborem logo. MSZ przeprowadziło konkurs na logo. W jury konkursu znalazło się 4 urzędników i 2 przedstawicieli ASP. Wybrano projekt agencji Brantt z Wrocławia, na który wydano 30 tys. złotych. Dalej czytamy, że projekt ten nie uzyskał akceptacji Kancelarii Prezydenta RP, mimo że – jak podaje źródło – jej przedstawiciel brał udział w pracach komisji konkursowej. W związku z tym zorganizowano drugi konkurs, który przeprowadziła Kancelaria Prezydenta. Tym razem wybrano projekt warszawskiej agencji Super Super. Koszt nowego logo wyniósł 31,3 tys. złotych – podaje Rzeczpospolita.
Jak dalej czytamy, według NIK drugi konkurs był „wyrazem niegospodarności”. MSZ jest jednak innego zdania, twierdzi bowiem, że chciało obniżyć koszty wyboru znaku. Biuro prasowe MSZ w odpowiedzi na pytania dziennika zaznacza m.in., że resort podjął próby przygotowania znaku we współpracy z grafikami NATO, jednak nie przyniosły one satysfakcjonującego efektu. Biuro dodaje też, że nie można było zagwarantować użycia pierwszego projektu, ponieważ logo – zgodnie z procedurami – musiało uzyskać akceptację gospodarza szczytu i sekretarza generalnego – czytamy. MSZ tłumaczy także, że szczyt był wydarzeniem „historycznym” i „prestiżowym”, więc powtórzenie konkursu było konieczne. Rzeczpospolita podaje także, że ani MSZ, ani wrocławska agencja, nie ujawniły pierwszego logotypu.
Dziennik przytacza również opinię Krzysztofa Brejzy, posła PO, który uważa, że drugi konkurs zorganizowano dlatego, że pierwsze logo wybrano jeszcze w październiku 2015, za czasów rządów Platformy. Brejza podkreśla bowiem, że „PiS odrzuca wszystko, co kojarzy mu się z PO”. Zdaniem posła dotyczy to też znaków graficznych, które wybierali profesjonaliści. Brejza dodaje też, że zachowanie to jest zaskakujące, bo partia, będąc w opozycji, krytykowała PO za zbyt wysokie wydatki na promocję i marketing – czytamy dalej. (mb)